Część 43.
Bastien
wiedział, że ten wieczór zapisze się w jego pamięci, jako wyjątkowy i
niepowtarzalny, nie tylko z powodu udanej prezentacji swoich nowych dzieł, ale
także poprzez niezliczone, wielobarwne emocje, jakie nim zawładnęły. Euforia grała
tu pierwsze skrzypce z dwóch najważniejszych powodów: znów stanął za konsolą w
swoim klubie, tym razem jednak z premierowymi kompozycjami, i wreszcie zobaczył
tego, który był powodem rozdzierającej go przez te dni tęsknoty. Zobaczył… I co
z tego, kiedy nie mógł podejść, dotknąć, zaciągnąć się słodką wonią jego skóry,
zasmakować ust? Chociaż właściwie nie, on przecież mógł doświadczyć tego
wszystkiego, z wyjątkiem ostatniego pragnienia, na spełnienie którego, jego Bóg
by mu z pewnością nie pozwolił. Mógł, ale nie chciał. Był na odwyku od tego najlepszego
na świecie narkotyku, którego wprawdzie nawet nie zdołał porządnie zażyć,
posmakował tylko jeden, jedyny raz, a już umierał rozdarty bólem, i zdychał w
męczarniach na tym pieprzonym detoksie. W tym czasie zaspokajał się ledwie
namiastką, jakimś gównianym substytutem w postaci Maxa.
Wmawiał
sobie, że przy nim ma wszystko, jego uwielbienie, jego tyłek i seks w każdym
możliwym miejscu, na wszelkie sposoby, i kiedy tylko chciał. No i co z tego,
skoro niewielki procent sentymentu, to było zbyt mało, aby poczuć wewnętrzne
szczęście? Nie czuł do niego nic ponadto, niewiele ponad pożądanie, które
właściwie i tak przypisywał myślom o czarnowłosym aniele.
Kiedy
ściana dymu odsłoniła mu publiczność od razu spostrzegł tę twarz, piękną i
idealną. Doskonale wiedział, że te oczy wpatrują się w niego, dlatego bezkarnie
i łapczywie patrzył tylko wówczas, kiedy gra świateł mu na to pozwalała, kiedy
to było dla tych oczu niewidzialne. W każdym innym położeniu unikał zbłądzenia
wzrokiem w tamtą stronę, tworząc dla siebie idealny kamuflaż, udając, że wcześniejsze zainteresowanie wraz z jego
zniknięciem umarło. Wiele by dał, żeby tak się stało, bo to uczucie wyniszczało
go od wewnątrz. Stał tam za konsoletą, a jego głupie serce omal nie wyrwało się
do niego. I nie miał na to żadnego wpływu, zakochał się jak szaleniec.
Niemoc
i żal na przemian z radością, obezwładniały go. Tęsknotę przeplatała ulga,
kiedy mógł chłonąć spojrzeniem ten bliski jego sercu widok. I to szaleństwo,
szczęście z tworzenia, kiedy widział ten aplauz, kiedy krzyk zupełnie
nieznanych mu ludzi, którzy w ten sposób dawali wyraz swojemu uwielbieniu - dla
niego, dla jego muzyki jaką tworzył dla siebie i dla nich - wdzierał się w
zmysł słuchu. To wszystko sprawiało, że ta mieszanka uczuć stawała się pomału
zabójcza.
Dopóki
grał tam, na swojej scenie, dopóki nie musiał skonfrontować swojej słabości z
rzeczywistością, i stanąć znów blisko niego, dopóty jeszcze się trzymał w
ryzach. Gorzej już było w sali, gdzie mógł swobodnie się przemieszczać. Wiedział,
że cholernie trudno będzie mu dotrzymać sobie samemu danego słowa. Kątem oka
wciąż błądził w tamtym kierunku, poszukiwał go wśród innych, ale nie patrzył
zachłannie wtedy, kiedy wzrok czarnowłosego był skierowany w jego stronę.
Przyglądał się dopiero wówczas, kiedy on tego nie widział. Nie chciał znów
okazywać mu zainteresowania, dlatego nawet nie podchodził i w duchu miał
nadzieję, że jeśli już dojdzie do konfrontacji, nie będzie z nim sam na sam,
wymieni jakieś grzecznościowe formułki i znów rozejdą się, a on, kiedy już to
wszystko się skończy, znajdzie zapomnienie w ramionach Maxa. Choć tak do końca,
nawet w takiej chwili nie umiał zapomnieć, bo podczas każdego aktu w jego myśli
wkradał się jego ukochany, czarnowłosy anioł.
–
Gratuluję Bastien, dobra robota! – mocny uścisk dłoni Marcusa, wyrwał go z
chwili zamyślenia, jakiej mógł się poddać, kiedy na moment został bez żadnego
towarzystwa, o co dziś było niezmiernie trudno. Max nie odstępował go na krok,
ale teraz zniknął na kilkanaście minut, aby skorzystać z toalety. Zaraz też
pojawił się Peter i pozwolił ponieść się żywej dyskusji, na temat jego
twórczości i dzisiejszego eventu. Dzięki temu, że mężczyźni nie wpatrywali się
w niego nieustannie, jak czynili to często inni rozmówcy, mógł bezkarnie odszukać
wzrokiem Kaulitza.
I
znalazł, stał nieopodal szwedzkiego stołu z Tomem. Chciał jakoś wybić sobie go
z głowy, a tymczasem wciąż szukał okazji, aby sycić zmysły tym widokiem. W
dodatku dziś wyglądał tak oszałamiająco, niby prosta, klasyczna stylizacja,
biel i czerń, ale całość kompletnie idealna, a on tak piękny, że brakowało mu
tchu. I to zderzenie z rzeczywistością… Mógł sobie o nim tylko pomarzyć,
obserwować go ukradkiem. Teraz stał tam, ze swoim bratem śmiał się i…
zachowywał jakoś, dziwnie? Przylegał do niego plecami, odwracał głowę, jakby
chciał pocałować i szeptał coś do ucha, ale zaraz, zaraz… czy aby na pewno
dobrze widzi? Zupełnie, jakby ocierał się o jego biodra pośladkami… Coś tu nie
pasowało, wyglądali przez chwilę jak para, a nie jak rodzeństwo, przecież wręcz
wdzięczyli się do siebie. I właśnie teraz, Tom jakby schował twarz w jego
włosy. Całował go w ucho, czy coś mu szeptał? Nie, z pewnością coś mu mówił,
przecież to niemożliwe, przecież są braćmi, w dodatku bliźniakami. Jego bujna
wyobraźnia przesyłała mu chyba złe sygnały, chociaż już wcześniej ich relacja
wydała mu się jakąś zagadką. Może jednak to wszystko to zwykły zbieg
okoliczności?
Bill
sięgnął po talerzyk, coś jeszcze bratu odpowiadając, ale już oddalił się od
niego. Chyba to wszystko tylko źle zinterpretował.
–
Co o tym sądzisz, Bastien? – Głos Petera przeciął nagle nić jego myśli.
–
O co pytałeś? Bo byłem zupełnie w innym miejscu – zaśmiał się i w tym samym
czasie u jego boku pojawił się Max.
–
Chyba się domyślam, w jakim – podchwycił Marcus, obrzucając chłopaka - który z
dumą stał tuż obok - znaczącym spojrzeniem.
–
Zastanawiamy się, żeby zmontować jakiś wspólny mini koncert.
–
Przecież nie ma jeszcze materiału na całą płytę.
–
Doskonale o tym wiem, ale póki co, można zorganizować po prostu wspólny, z tym
co już macie swojego autorskiego, nie premierowego.
– Warte zastanowienia – odparł Baron
bez euforii w głosie.
– Chłopaki, chodźcie tu! – Marcus
kiwnął ręką na członków zespołu, którzy teraz stali całkiem niedaleko.
No i stało się. Czy tego chciał, czy
nie, znów miał go blisko, na szczęście jednak wokół było wiele osób i nie
musiał skupiać na nim uwagi.
– Gratuluję Baron, dobra robota! –
Pierwszy mocno, serdecznie uścisnął mu dłoń Tom. Bill stał wciąż nieco z tyłu,
dając innym pierwszeństwo.
– Płyta pewnie rozejdzie się, jak
świeże pieczywo – zaśmiał się Georg.
Patrzył jak co i rusz wyciąga się w
jego kierunku inna ręka, aż wreszcie ujął tę najdelikatniejszą, niemal kobiecą.
Od razu poczuł elektryzujący dreszcz.
– Premiera w poniedziałek, prawda? –
uśmiechnął się czarnowłosy, lekko i czarująco, jakby kokieteryjnie. Chociaż
pewnie tylko mu się wydawało, znów jego wyobraźnia płatała mu figle.
Wyobraźnia, a może po prostu niedoścignione marzenia? Wciąż w głębi duszy miał
do niego żal za to, co zrobił, za te ostatnie chwile, kiedy potraktował go jak
przedmiot do zaspokojenia, a teraz stał tu, wydając się być zupełnie
wyluzowanym, jakby się nic nie stało. Oczywiście, że nigdy nie zdradziłby
niczego przy innych, tym bardziej, że był tu Max, który czujnym wzrokiem
lustrował każdy jego gest, ale poczuł nieodpartą chęć, wprawić go w odrobinę
zakłopotania, więc bez dłuższego zastanowienia palnął:
– Tak Bill, dobrze pamiętasz, no i
miałeś okazję usłyszeć co nieco przedpremierowo, w niedzielę, tuż po tym, kiedy
zaprezentowałem ci nasz kawałek. – To było oczywiste, te słowa poraziły go
niczym piorun, bo jego twarz stężała, jednak starał się nie dać po sobie
niczego poznać, zaśmiał się tylko i odpowiedział:
– No oczywiście, że skojarzyłem!
Tom, zerknął na niego, jakby z
wyrzutem, że nawet mu o tym nie wspomniał, ale do tej krótkiej wymiany zdań
włączył się szybko Marcus:
– Tak tu kombinujemy z Peterem, żeby
wam zorganizować jakiś wspólny koncert.
– Niegłupi pomysł, ale ze starymi kawałkami?
– zapytał szatyn.
– No jasne, przecież nie macie
jeszcze nawet kompletu na nową płytę.
– No jeszcze, fakt. Więc myślcie, ja
jestem na tak, a wy co o tym sądzicie chłopcy? – Tom zwrócił się do reszty
zespołu.
– Jasne.
– Nie ma sprawy.
– To niezły pomysł – odpowiedzieli,
jeden, przez drugiego, a menagerowie niemal od razu zaczęli ustalać wstępne
warunki.
– Dajcie spokój, nie tutaj – zaśmiał
się Bastien.
– Jasne, my mamy to po prostu we
krwi – rzucił Peter i teraz już wszyscy zawtórowali gospodarzowi imprezy.
Konwersacja przeciągnęła się jeszcze zaledwie na kilka minut, bo zaraz ktoś
poprosił Bastiena o chwilę rozmowy. Nie było nawet szans, aby zamienił dziś z
Billem kilka słów na osobności, bo nie dość, że był rozchwytywany, to jeszcze
miał na karku czujność Maxa. Może to i lepiej, przynajmniej miał jakiś hamulec,
aby nie zrobić wszystkiego tylko po to, żeby znaleźć się z czarnowłosym sam na
sam. Dziś taka przeszkoda była mu potrzebna, ale co będzie jutro…?
Jeszcze tego samego wieczoru,
zastanawiał się, czy w ogóle było warto ponownie wejść do tej samej rzeki.
***
***
Okoliczności nie sprzyjały znalezieniu się z nim sam na sam,
wiedziałem, że będę musiał poczekać, zdawałem sobie sprawę, że tego wieczoru
nie zamienię z nim nawet słowa bez świadków, a i przy nich jakoś nie rwałem się
do dyskusji, bo Bastien przy okazji tej bardzo krótkiej wymiany zdań,
wystarczająco podniósł mi ciśnienie i poziom adrenaliny. I w dodatku nawet
mrugnięciem oka nie mogłem dać mu jakiegoś znaku. W sumie i tak przypuszczałem,
że przy nich wszystkich nie wspomni o tym, co zdarzyło się niedzielnego
popołudnia, a mimo to i tak obleciał mnie niemały strach. Nie miałem pojęcia co
czuje i co myśli, zdawał się być zupełnie obojętnym i prawdopodobnie nawet mój
widok wcale go nie obszedł. Musiał chyba naprawdę wkręcić się znów w tego Maxa.
Nie pozostawało mi nic, jak pogodzić się z faktem, że stałem się dla niego tym
samym, kim był dla mnie on, czyli zwykłym kolegą, z jakim łączą go interesy.
Chociaż ja traktowałem go właściwie jak przyjaciela, to on raczej ostygł nawet
w tej przyjacielskiej relacji.
Jedyne co czułem tego wieczoru, to ogromny zawód. Tak, byłem
zawiedziony i to cholernie. Wspominałem już, że uwielbiałem być adorowany i
czuć uwielbienie, prawda? Dlatego właśnie byłem rozgoryczony. I to bardzo.
Wiedziałem, że coś właśnie umarło, że skończą się wspólne lunche, zakupy i
wypady, skończy się komplementowanie mnie, i to bezgraniczne uwielbienie, jakie
widziałem w jego oczach. Właściwie ono już się skończyło. Kiedy tak tam stałem,
on prawie wcale na mnie nie patrzył, nie pożerał mnie wzrokiem jak zwykle, a
jeśli już spojrzał, trwało to krótką chwilę i było zupełnie bez wyrazu.
I to właśnie bolało najbardziej…
***
Tom zagłębił się w rozmowę z
obydwoma menagerami, a Georg szturchnął Billa w ramię:
– Idziesz zajarać?
– Z chęcią – odpowiedział chłopak i
rzucił pospiesznie do Toma:
– Jak skończysz, to my jesteśmy na
fajce – Brat kiwnął głową i wrócił do rozmowy.
Wyszli przez bar na zewnątrz, gdzie
z drugiej strony klubu był spory, należący do niego teren. Na wyłożonym kostką
tarasie, stało kilka stolików pod parasolami dość mocno obsadzonych w tej
chwili gośćmi imprezy, którzy także wyszli zapalić. Dalej ukazała się ich oczom
połać zadbanej zieleni i oczko wodne, wokół którego stały ławki. Georg od razu
dostrzegł jedną wolną i skinął na Billa:
– Chodź tam, klapniemy sobie bo już
mnie rozbolały nogi. – Czarnowłosy bez słowa podążył za nim, a kiedy usiedli i
odpalili, przyjaciel wypalił, jak z ciężkiego działa:
– Ciekaw jestem, co się wydarzyło,
jak mieszkałeś u Bastiena? Wiem, że i tak mi nie powiesz, ale coś musiało się
stać, bo po pierwsze za szybko wróciłeś do domu, a po drugie już nie widzę tej
chemii między wami. – Wypuszczając z ust papierosowy dym, spojrzał na
przyjaciela, którego w tym momencie zatkało. Jednak po chwili odpowiedział:
– Właśnie nic się nie stało, a nawet
jakby się stało, to chuj cię to obchodzi. I powiem ci jedno: nie wpierdalaj się
Georg, okay? I o jakiej ty chemii pierdolisz? Bastien jest moim kumplem, kocham
Toma i nigdy nie było żadnej, pierdolonej chemii.
– No może z twojej strony nie było,
ale za to była z jego, i to duża. – Kumpel wyszczerzył się, nie zamierzając
przestać drążyć. Bill tylko sapnął.
– Może i była, ale teraz on czuje
chemię do kogoś innego.
– Gówno, a nie chemię.
– A skąd ty możesz wiedzieć?
– Mam swoje źródła. Zabawia się z
nim i tyle. – Georg łypnął na kolegę i zaciągnął się.
– A ja wiem z pewniejszego źródła
niż twoje, że są ze sobą.
Basista roześmiał się głośno.
– Chujowe masz to źródło, Bill. Ja
ci mówię, że nie są parą. – Chłopak tylko spojrzał na przyjaciela, ale już nie
zapytał o nic, bo właśnie spostrzegł, jak w ich stronę zmierza Severin.
Pomyślał jednak, że może kiedy indziej uda mu się pociągnąć kumpla za język.
– O, tu jesteś Bill – radośnie
powitał go chłopak. – Zastanawiałem się, czy przypadkiem już się nie ulotniłeś,
ale zobaczyłem twojego brata i pomyślałem, że chyba sam nie uciekłeś. Można? –
Wskazał na ławkę.
– Jasne, siadaj, ja wracam do środka
– Georg puścił Billowi oczko i podniósł się, po czym wrócił do klubu.
Severin usiadł obok Billa i wyjął
paczkę papierosów, wyciągając rękę.
– Zapalisz?
– Nie, dzięki, właśnie przed chwilą
skończyłem – odparł czarnowłosy, wpatrując się w rozświetlone okna klubu.
Zerknął na zegarek, dochodziła północ. Miał ochotę już wracać do domu. Tom
pewnie wciąż gadał, inaczej z pewnością by do niego przyszedł. Musiał więc
poczekać i wolał zostać tu, bo nie chciało mu się wracać do środka. Nowopoznany
chłopak był bardzo sympatyczny, dlatego też z przyjemnością oddał się rozmowie
z nim, szczególnie, że zapytany, z chęcią zaczął opowiadać mu o pracy w
modelingu.
***
Bastien - jak na gospodarza wieczoru
przystało - nie mógł pozwolić sobie na jakieś nagłe zniknięcie. Wciąż
rozchwytywany, starał się zamienić z każdym choć kilka słów, chociaż już był
zmęczony i najchętniej wróciłby do domu sam. Wiedział, że Max będzie nalegał,
aby pojechali gdzieś razem, czy to do niego, czy gdziekolwiek indziej, ale mimo
wszystko postanowił go jakoś spławić. Na razie jednak chciał choć na chwilę
odetchnąć i z zamiarem udania się do swojego klubowego pokoju, poprosił Maxa,
aby został na dole i dopilnował baru, komunikując mu, że idzie się odświeżyć.
Nim zniknął w korytarzu, rozejrzał się po sali, starając się wypatrzyć gdzieś
Billa, ale nie dostrzegł go nigdzie. Był pewien, że jeszcze nie wyszedł, bo
raczej sam nie pojechał do domu, skoro jego brat wciąż tu był.
Kiedy znalazł się już w swoim pokoju
na pierwszym piętrze, przemył w łazience chłodną wodą twarz i poprawił fryzurę.
Miał ochotę zapalić skręta i właśnie po niego sięgał, kiedy zerknął przez okno
i zobaczył Billa, siedzącego z kolegą Maxa na ławce. Poczuł jakieś dziwne,
nieopisane pragnienie, aby tam zejść i znaleźć się znów blisko niego. I choć
wcześniej było mu bardzo na rękę, że tego wieczoru raczej nie znajdzie do tego
okazji, aby porozmawiać z nim w cztery oczy, tak teraz okazja właściwie
nadarzała się sama. Ale zaraz… Właściwie po co chce tam zejść? Tyle czasu się
przed tym bronił, nie chciał, aby znów opętał go swoim diabelskim czarem, a
teraz sam rwał się do piekła? I właściwie co chciał mu powiedzieć: „Hej Bill,
fajnie, że przyszedłeś, ale ja właśnie leczę się z ciebie, bo nie chcę
zwariować”? To był czysty absurd, starał się jakoś wyperswadować z głowy ten
idiotyczny pomysł, ale im więcej o tym myślał, tym silniej coś ciągnęło go na
dół. Wiedział, że jeśli tam zejdzie, całe jego postanowienie może wziąć w łeb,
bo nigdy nie było wiadomo jak ta rozmowa się potoczy. Resztką sił postarał się
odwlec ten moment decyzji, zapalając skręta. Stał w ciemnym oknie, nie będąc
widocznym dla innych oczu i patrzył. Teraz mógł to robić zachłannie i zaborczo,
bo nikt nie widział jego tęsknego spojrzenia, którym wielbił tego czarnego
anioła. I choć on nie miał o tym pojęcia, należał do niego sercem, duszą, całym
swoim istnieniem i gotów był zaprzedać to wszystko diabłu, w zamian za jego
miłość.
Tymczasem on obdarowywał swoim
pięknym uśmiechem tego nowo poznanego chłopaka, który o czymś opowiadał mu z
pasją, wpatrywał się w niego na przemian poważniejąc, to znów wybuchając salwą
śmiechu. A co, jeśli to w nim ulokuje swoje uczucia? Chłopak był przystojny,
ale do cholery przecież jemu także niczego nie brakowało! Przecież Max, mogąc
mieć każdego, zakochał się właśnie w nim! Ogarnął go strach. Pójdzie tam jednak
i to przerwie! Max miał mieć oko na wszystko do jego powrotu, więc cała reszta
wydawała mu się czystą łatwizną. Przygasił skręta, czując podekscytowanie i
podniecenie. Wyszedł z pokoju, zbiegł po schodach i wyszedł bocznym wyjściem,
jakie prowadziło bezpośrednio na tyły klubu, nie musząc przeparadować przez
salę i bar. Tuż za drzwiami zdecydowanie zwolnił, idąc niemal ślimaczym
krokiem, tym samym chcąc pokazać, że się nie spieszy, i znów grać pozory.
Zajęci rozmową, zauważyli go
dopiero, kiedy był bardzo blisko i zamilkli.
– Obgadujecie mnie, czy co? –
zaśmiał się. Był już trochę zakręcony od tego, co właśnie przed chwilą wypalił.
– Mamy o wiele ciekawsze tematy,
Bastien – odparował Bill, poważniejąc, bo jeszcze przed chwilą dusił się ze śmiechu,
rozbawiony historyjką, jaką właśnie opowiedział mu Severin.
Na te słowa blondyna ogarnęła
wściekłość i z trudem powstrzymał się, aby jakoś się nie odgryźć. Najbardziej
dosadnie mógł to zrobić przywołując wspomnienie niedzieli, oczywiście wciąż
zachowując dyskrecję i, aby jego słowa były zrozumiałe tylko dla Billa. Był
człowiekiem, który takie przeżycia zatrzymuje głęboko w sobie. Odpuścił jednak,
bo pomyślał, że lawirując słownie wokół tego tematu, z łatwością mógłby
zdemaskować swoje uczucia, wolał więc to zignorować. Sięgnął do kieszeni po
papierosy i mimo, że dopiero co raczył się skrętem, zapalił zaciągając się
mocno.
– Nie wątpię – odpowiedział krótko,
starając się zdobyć na obojętność i zaśmiał się. – Nie miałem na myśli mojej
osoby oczywiście, dziś wszyscy mówią o mojej muzyce.
– Twoja muzyka jest najlepsza –
wyrwał się Severin. – Bawiłem się świetnie i z pewnością będę u ciebie stałym
bywalcem.
– Więc zapraszam – rzucił Bastien,
kątem oka zerkając na Billa, który teraz patrzył w stronę wejścia do baru. Już
miał zamiar poprosić tego chłoptasia, aby zostawił ich samych, kiedy tuż za
plecami usłyszał znajomy głos, którego tak naprawdę nie chciał teraz słyszeć:
– A, tutaj jesteś! – Mógł się w
sumie tego spodziewać, że Max w końcu się zniecierpliwi.
– Wszystko tam gra, że tu
przyszedłeś?
– Tak, wszystko jest w jak
najlepszym porządku. Już się stęskniłem – mruknął chłopak i uwiesił mu się u
szyi. Nadarzyła się idealna okazja, aby pokazać Billowi, że wcale go nie
potrzebuje i więcej o nic prosił go nie będzie. A jeśli jemu, w jakiś choć
minimalny sposób na nim zależało, z pewnością go to boleśnie ukłuje. Przygarnął
więc do siebie bruneta ramieniem i pocałował na oczach siedzących na ławce
obserwatorów, zachłannie, namiętnie i obscenicznie. Bill patrząc na to
znieruchomiał i przełknął ślinę. Miał wrażenie, że za chwilę się wzajemnie
pożrą. Poczuł podniecenie, ale nie chciał już na to patrzeć. Wstał i rzucił
krótko:
– Nie przeszkadzajcie sobie – Zaśmiał
się, po czym odszedł w stronę wejścia do klubu, z zamiarem odszukania Toma.
Bastien nie mógł tego wiedzieć, ale
Bill nie poczuł ledwie ukłucia. On miał wrażenie, że ktoś właśnie wbił w niego
ostrze noża.
***
Tom opadł na poduszkę ciężko dysząc.
Kochali się trzeci raz z rzędu i, mimo że był po całym dniu, koncercie i raucie
już nieco zmęczony, to i tak czuł się cudownie, wspaniale, i fantastycznie.
Było mu cholernie dobrze i spełniony mógłby teraz natychmiast zasnąć, gdyby nie
coś, co właśnie odrobinę spędzało mu z powiek sen. Było to coś, czego umiał
nazwać żadnym mianem. Nie była to wątpliwość, ani żaden kłopot, ani też troska,
i nie potrafił określić tego czegoś w żaden sposób. Niby wszystko było okay,
Bill był spragniony, dziki i cholernie namiętny, a jednak jakiś dziwnie inny.
Oczywiście zapewniał go znów o swojej miłości i o tym, jak bardzo go pragnie i,
że z nikim nie było mu tak zajebiście dobrze, ale miał wrażenie, że w całym tym
pożądaniu, pragnieniu i przeżywaniu rozkoszy, był duchem zupełnie gdzieś
indziej.
Teraz leżał z głową na jego torsie w
zupełnym milczeniu, chociaż zazwyczaj po seksie nie zamykała mu się buzia, i
ciągle coś gadał. Tom sięgnął po omacku na szafkę i wyciągnął z paczki
papierosa, po czym odpalił. Dopiero słysząc dźwięk zapalniczki, Bill odezwał
się, jednak nawet nie uniósł głowy.
– Nie pal w sypialni, bo będzie
śmierdziało.
– Przeniesiemy się do mojej – odparł
bliźniak, ale nie usłyszał odpowiedzi, a jedynie ciche sapnięcie, dlatego też
zapytał: – Jesteś śpiący Billy?
Czarnowłosy uniósł się, ułożył obok
na poduszce, i podkładając ręce pod głowę, wpatrywał się w milczeniu w sufit.
– Co się dzieje? – Szatyn przekręcił
się na bok i uniósł na łokciu. Dopiero teraz brat spojrzał na niego. W jego
oczach malował się widoczny smutek.
– Nic się nie dzieje, a co by się
miało dziać? – Uśmiechnął się lekko.
– Billy, widzę, że coś cię trapi,
czy nie wiem jak to nazwać, ale jesteś jakiś inny.
– Jestem zmęczony, Tommy. Ty pewnie
też, chodźmy już spać.
Bliźniak uniósł ze zdziwienia brwi.
Chyba po raz pierwszy Bill zaproponował pójście spać. Zazwyczaj zasypiali
razem, ze zmęczenia po którymś z kolei akcie, ale żaden nie proponował snu, no
może kiedyś Tom, ale Billowi to się jeszcze nigdy nie zdarzyło. Miał wrażenie,
że bał się rozmowy, nie chciał aby drążył ten temat.
– Nie poznaję cię, nigdy nie wołałeś
pierwszy spać.
Teraz Bill zaśmiał się szczerze.
– A widzisz? Kiedyś musi być ten
pierwszy raz, ale naprawdę jestem zmęczony kochanie… Najpierw pół dnia seksu,
potem koncert, imprezka i znów seks. Chyba się starzeję. – Puścił mu oczko,
wyjął z dłoni bliźniaka papierosa, zaciągnął się i mu go oddał, a zaraz
pocałował go czule. Jednak Tom wciąż nie mógł oprzeć się wrażeniu, że coś jest
nie tak.
– Prócz zmęczenia, coś jednak
zajmuje twoje myśli.
– Mojemu bratu zebrało się na nocne
dumanie? Daj spokój Tommy, naprawdę wszystko jest w porządku, a moje myśli
zajmujesz tylko ty. Czuję się spełniony i senny. – Uniósł dłoń i pogładził
policzek brata. – Wywal tego peta i chodźmy spać.
Tom popatrzył na niego, jak odwraca
się tyłem i układa głowę na poduszce. Nie odpowiedział, tylko przygasił
papierosa w popielniczce, jaka stała na szafce i wstał, aby ją wynieść. Kiedy
wrócił, położył się i wtulił w plecy brata, dłonią pogładził jego ramię i musnął
szyję.
– Naprawdę idziemy spać?
Bill tylko mruknął:
– Mhmmm… – Zgasił więc światło i
także ułożył się do snu. Brat oddychał miarowo, jakby już odpływał w senne
marzenia, dlatego też i on z błogą przyjemnością oddał się temu zajęciu, nie
mając pojęcia, że tak naprawdę leżący obok niego ukochany człowiek, wcale nie
podryfował senną rzeką. Bill jeszcze długo leżał, wsłuchując się w odgłosy
nocy, pozwalając swoim myślom odlecieć na drugi koniec miasta.
Z kolei on nie spodziewał się, że
spotkają się one wpół drogi z marzeniem tego, który od kilku godzin zaprzątał
jego głowę, mrzonką o nim samym…
Nie potrafię powiedzieć nic negatywnego przeciwko tej części, nawet przeciw temu opowiadaniu w ogóle, to jest zbyt boskie i zbyt fantastyczne! ;) :D
OdpowiedzUsuńZbyt boskie mówisz? ;) Dziękuję serdecznie i pozdrawiam ciepło :*
UsuńObłędnie i bezbłędnie! To jest zachwycające, totalnie poza skalą! Dać 10/10 to zdecydowanie za mało na tak fantastyczną część!
OdpowiedzUsuńNie wiem co mnie podkusiło żeby akurat dziś zajrzeć na Twojego bloga, ale proszę jest i nowy odcinek więc czym prędzej spieszę z moim komentarzem.
Wyjątkowo żałuję, że nie miałam okazji opisywać swoich wrażeń z minuty na minutę podczas czytania bo wydaję mi się, że jest sporo o czym można by mówić. Jestem za to bardzo szczęśliwa, że czytałam ten odcinek nie wiedząc praktycznie nic i nie mając większych oczekiwań, a początkowe zwroty akcji już zostawiają czytelnika w pewnym oniemieniu i dobrze się to doświadcza tak na surowo. Jednak z losowych myśli, które towarzyszyły mi w czasie czytania tej części nadmienię parę... :D To może kilka(naście) słów o Bastienie. Kiedyś pisałam, że to ta postać irytuje mnie najbardziej i najczęściej, ale obecnie mam trochę inne zdanie. Może tak zaraz nie zacznę reprezentować #teamBastien jak niektórzy tutaj ;) jednak jestem teraz na etapie, że i w końcu ta postawa Barona mnie kupiła i nawet z przyjemnością mi się czyta niektóre fragmenty, są rzecz jasna i takie mniej ciekawe kiedy Bastien nadal trochę traci w moich oczach, ale tak czy inaczej warto było tyle brnąć, aby w końcu załapać klimat tego... :D ;) Chociaż zastanawiam się czy wyraziłam się w odpowiedni sposób ;) :D A poza tym muszę wspomnieć, że kiedyś narzekałabym i narzekałam nawet na takie zachowanie Billa, ale teraz jestem zdania, że nie wyobrażam sobie jego w innym stylu bo on wręcz straciłby cały swój urok (jakkolwiek kuriozalnie to w tej chwili zabrzmiało) jako postać. Ponadto ten odcinek był imponujący bo nie dość, że dowiedzieliśmy się co siedzi w głowie Billa to wyszło na jaw co tak naprawdę Bastien myśli i czuje wobec swojego "czarnowłosego anioła"... Już pomijając kwestię, że okazało się, że to właśnie Baron obserwował dziwne zachowanie Billa i Toma przy szwedzkim stole. Ich dwuznaczne gesty przypisywał swojej bujnej wyobraźni bo Bastien chyba jeszcze nie dopuszcza do siebie myśli, że między braćmi może być coś więcej niż braterska miłość. Na tą chwilę nie potrafię sobie wyobrazić jaka będzie jego reakcja jeśli się dowie o ich sekrecie... Dobra, dosyć gdybania, kończę pisać. Wkręciłam się niesamowicie i czekam niecierpliwie na dalszy rozwój wydarzeń!
Dużo weny twórczej!
Pozdrawiam,
E.G.
To dobrze, że postacie przeze mnie kreowane nie wpisują się w sztywne ramy tak, aby nie można było o nich zmienić zdania, a dowodem na to jest choćby fakt, że Bastien już Cię tak mocno nie irytuje, a nawet jesteś w stanie go polubić. Póki co ;)
UsuńPostać Billa może natomiast bardzo denerwować, wcale się nie dziwię i o to mi chodzi. Mimo całej mojej sympatii do tego bohatera, uwierz, że i mnie często strasznie wkurza. Bywa wręcz głupi, naiwny i infantylny! Ale taki już jego urok ;)
Baron oczywiście, co nieco zaobserwował, ale nie mieści mu się w głowie nawet samo wyobrażenie, że mogą być parą. Ale mimo to, jego obserwacja nie ustanie. Czy coś zobaczy i czy się dowie o tym co skrywają, to się okaże. Może mimo wszystko uda im się?
Bardzo dziękuję, pozdrawiam, ściskam :*
A ja po przeczytaniu mam trochę chaos, ale taki pozytywny (chyba), czarnowłosy anioł (przynajmniej tak twierdzi Bastien), zabójcza mieszanka uczuć, zazdrość, cierpienie i ogólna rozpacz Barona… Cholera wie, o czym miała być ta część xd ale można się pozachwycać bo to jest akurat pewne i niezaprzeczalne!
OdpowiedzUsuńRitsu, mam wrażenie, że chyba pisałaś to zanim jeszcze skończyłaś czytać xD bo żeby ani słowa o tym określeniu, że Baron odreagowuje sobie cytuję: "...jakimś gównianym substytutem w postaci Maxa" to mnie aż boli :P Cóż, ta część jest bardzo dobra bo w kwestii Bastiena wiele się wyjaśniło.
UsuńHaha xd Nie no wypraszam sobie xd Nawet miałam o Maxie napisać bo żal chłopaka, ale on sprawia wrażenie, że zgodzi się i na takie traktowanie byle by tylko być jak najbliżej Bastiena... no współczuć trzeba, zresztą nawet Billowi, o którym Ty akurat nic nie wspomniałaś, a takie jego postępowanie to tylko same komplikacje xd
UsuńTak, Ritsu masz rację :D Bill się doigra, a to tylko kwestia czasu... To jest wybitnie uzdolniona jednostka do generowania problemów xD nie chcę myśleć co będzie jak Bill jednak zbliży się do Bastiena...
UsuńRitsu, tą częścią chciałam pokazać co siedzi w głowie zarówno Bastiena, jak i Billa, co czują i co myślą na daną chwilę. Co do Maxa, on zgodzi się na wszystko i przed niczym się nie cofnie, aby Bastien był tylko jego.
UsuńKariNa, powiedziałaś: „nie chcę myśleć co będzie jak Bill jednak zbliży się do Bastiena...”. I to jest właśnie dobre pytanie, czy też stwierdzenie. Co będzie? Czy Baron nie popełnił błędu z kolei zbliżając się do Maxa? To wszystko może mieć swoje konsekwencje.
Dziękuję dziewczyny serdecznie o gorąco Was pozdrawiam :*
A może Bill będąc z Tomem, którego kocha nad życie chciałby jeszcze raz dać się ponieść chwili zapomnienia z Bastienem? Tak czy inaczej to jest kolejny wspaniały odcinek! Super rewelacja jak dla mnie :)
OdpowiedzUsuńNo właśnie? Czego tak naprawdę chce Bill? Kocha Toma, a jednocześnie w jakiś dziwny sposób interesuje go Bastien. To nie jest dobra droga.
UsuńDziękuję, bardzo serdecznie pozdrawiam :*
No i miałam racje, ze to Bastien ich widział :D Ciekawe czy teraz będzie im się przyglądał uważniej... niby póki co nic na to nie wskazuje, ale... nic nie wiadomo.
OdpowiedzUsuńBill za to... on kocha Toma... ja to wiem, ale... teraz zachowuje się karygodnie wręcz. On sam chyba tak do końca nie wie czego chce, albo po prostu jest ukrytym poligamistą xD niby odreagowuje z Tomem, ale niech pomyśli, ze jego brat tez ma do cholery uczucia. Jak za jakiś czas naszego „czarnego anioła” za bardzo poniesie to właśnie Tom będzie cierpiał najbardziej :( mam nadzieje, ze mu wtedy odda...
ale chyba wybiegam za bardzo w przyszłość i własne spekulacje xD chociaż... między Billem i Bastienem jest takie napięcie, ze prędzej czy później no musi między nimi do czegoś dojść xD nie ma innej opcji xD przynajmniej jak dla mnie hahaha
Dobra kochana! Nie przynudzam dłużej... przesyłam buziaczki, życzę weny i czekam na następny rozdział :D ;*
Będzie się przyglądał, uwierz. Będzie miał ku temu powody. Masz rację, jeśli Billa poniesie, a Tom się dowie… Nie wiem, nawet ja sama nie chcę o tym myśleć ;) Jeśli oczywiście coś takiego się zdarzy, póki co Billa tak nieszkodliwie ciągnie do Barona, teraz chce jedynie jego uwagi. Okropny z niego typ, bo to wszystko kosztem innych, kosztem ich cierpienia.
UsuńDziękuję, że jesteś i za sprawdzanie błędów w części przed dodaniem, w końcu zawsze coś przeoczę ;)
Pozdrawiam Cię serdecznie i ściskam :*
Napisać, że przyjemnie czytało mi się tę część to nie napisać nic. Wspaniały rozdział! Już nie jestem w stanie zliczyć po raz który mnie zachwycasz tym opowiadaniem... Okazuje się, że źle typowałam bo Billa i Toma obserwował Bastien. Zresztą męczy się ten chłopak strasznie próbując wyrzucić Billa ze swojego serca i jeszcze wykorzystuje do tego Maxa (chociaż pewnie ten to akurat się z tego cieszy i nie narzeka).
OdpowiedzUsuńNie trać weny twórczej!
Oczywiście bardzo serdecznie Cię pozdrawiam :)
Tak, masz rację. Bastien męczy się okrutnie, niełatwo się odkochać i stracić zainteresowanie, kiedy ktoś wciąż kręci się w pobliżu. A nawet jakby był daleko, to także trudne, kiedy się tęskni i chciałoby się daną osobę zobaczyć. To właśnie przezywa nasz Bastien.
UsuńPozdrawiam gorąco i bardzo dziękuję :*