Część 31.
Czas
płynął sielsko-anielsko. Od dnia, kiedy lekarz uznał, że mój głos jest już w
dobrej kondycji, regularnie jeździłem z Tomem do studio. Pracowaliśmy nad nową
płytą, to znaczy bardziej on pracował, a ja się trochę opierdalałem. Czasem
podsunąłem mu jakiś pomysł, ale kiedy był z nami Bastien, wolałem się nie
wtrącać. Zazwyczaj tylko coś im podśpiewałem, ale tylko wtedy, kiedy mnie o to
prosili, no i kiedy przyjeżdżała reszta chłopaków, i chcieli próbować.
Od
czasu mojej nocnej ucieczki z firmy, żyliśmy jak w mydlanej bańce, tylko naszej
bańce. Nie było żadnego spięcia, żaden z nas nie kipiał zazdrością. Dzięki
tłumaczeniu Toma, zrozumiałem, że musimy żyć w miarę normalnie, w dobrych
kontaktach z ludźmi, i dla dobra wizerunku nie stronić od spotkań ze znajomymi,
bez nieustannego towarzystwa tego drugiego. Nie mogliśmy ciągle, wszędzie ze
sobą chodzić. Teraz, kiedy łączyło nas to, o czym wiedzieliśmy tylko my, trzeba
było zachować podwójną ostrożność. I wszystko układało się wspaniale, Tom
pozwolił mi jeździć samemu na próby u Bastiena, zgadzał się też na wspólne
wypady na zakupy, co bardzo mi się podobało, a w zamian za to, ja nie miałem
nic przeciwko, żeby w tym czasie wyskoczył z chłopakami na drinka, kręgle,
czy na bilard. Ufałem mu i wiedziałem, że on ufa mi. Ja nie poddawałem się
komplementom i słodkim słówkom, jakimi obdarowywał mnie Baron, dlatego też
wierzyłem, że on także nie poddaje się żadnym pokusom.
Ale
nadszedł dzień, kiedy moje zaufanie względem Toma, posypało się jak domek z
kart…
***
Była
osiemnasta, kiedy Tom zatrzymał się pod domem Barona.
-
Mam po ciebie przyjechać? – zapytał.
-
Raczej nie, Bastien pewnie mnie odwiezie, kiedy skończymy, ale jak coś,
zatelefonuję – odpowiedział Bill. – A ty gdzie będziesz?
-
Umówiłem się z Georgiem na kręgielni przy klubie Magic. Może Gustav też
dołączy. A tak po prawdzie, nie podoba mi się to wszystko.
-
Co ci się nie podoba? – Czarnowłosy uniósł lewą brew. Nie miał pojęcia, co brat
może mieć na myśli.
-
Nie spędzasz z nim przypadkiem za dużo czasu? Jeden kawałek próbowaliście nagrać
przez pięć wieczorów, i jeszcze nie jest nagrany. Poza tym wspólne zakupy,
włóczenie po knajpach, jakieś lunche, wiecznie coś.
-
Tommy! Bastien jest tylko moim przyjacielem, TYLKO, rozumiesz? – Bill zaakcentował
słowo, które miało mu dobitnie przypomnieć, jakie relacje łączą go z DJ’em. –
Nagrywam z nim kawałek, ja wiem, że to tylko jeden kawałek, ale musi być
idealnie. Niedługo wystąpię z nim na żywo w Baron House na secie, z
bezpośrednią transmisją w necie, i nie mam zamiaru czegoś spierdolić. Sam
mówiłeś, że mamy żyć normalnie i ufać sobie, a teraz co?
Gitarzysta
westchnął tylko w bezsilności i oparł głowę o zagłówek fotela.
-
Wiem, przepraszam. Wydaje mi się, chociaż nie… Mam pewność, że podobasz mu się.
Może nie napiera jakoś bezpośrednio, bo wie, że masz kogoś, ale ewidentnie ma
na ciebie chrapkę, to dlatego.
-
Niejeden ma na mnie chrapkę, to znaczy, że potencjalnie każdemu daję dupy?
-
Tego nie powiedziałem, ale z nim spędzasz masę czasu.
-
Jesteś idiotą, Tom. To ciebie kocham, przecież wiesz, poza tym sam mi
tłumaczyłeś, że mamy żyć normalnie i nie dać się zwariować, a tymczasem kto tu
wariuje…? – Czarnowłosy zmienił ton i miał ogromną ochotę teraz wpić się w
wargi bliźniaka, ale dobrze wiedział gdzie się znajdują. Za szybą auta, od
strony Toma miał jak na dłoni posesję Bastiena, więc niemożliwe było w tej
chwili ziszczenie własnego pragnienia, z jakim będzie musiał zaczekać do
późnego wieczora, a wręcz nocy.
-
Ja już dawno zwariowałem… - uśmiechnął się bliźniak. – Sam widzisz co ze mną
robisz, Billy.
-
Lepiej już pójdę, bo właśnie mi stanął przez ciebie, a na dodatek nie mogę
nawet cię pocałować – Bill przygryzł dolną wargę.
-
Osz, kurwa mać, Billy! Lepiej już idź, bo dopadnę cię i za chwilę będziemy
skończeni!
-
Ale jak wrócimy do domu, to ci nie podaruję – mruknął czarnowłosy i szybko
wysiadł, aby już nie mieć więcej pokus.
-
To ja ci nie podaruję! – Usłyszał jeszcze głos brata, nim zatrzasnął drzwi. Już
nie odwracając się, przebiegł na drugą stronę ulicy i nim nacisnął guzik przy
bramie posesji Barona, usłyszał charakterystyczny dźwięk, że może wejść. Więc
dobrze, że nie zdobył się na żaden kompromitujący gest, bo blondyn musiał
obserwować ich z okna. Pchnął kratę, której zamek ustąpił i pokonawszy kilka
metrów prostej drogi do wejścia, wybrukowanej wykwintną kostką, stanął u drzwi
posiadłości, które szeroko otworzył mu sam gospodarz.
-
Cześć – z szerokim uśmiechem powitał go i cmoknął w policzek. Bill zastanowił
się, dlaczego nigdy nie witał się z nim w ten sposób w towarzystwie innych
osób, tylko zawsze sam na sam. Może wydawało mu się to mało męskie? Chociaż w
sumie, przecież Bastien był zdeklarowanym gejem i pewnie nikt nie dziwiłby się
takim powitaniom. A może po prostu w towarzystwie mężczyzn typowo hetero, nie
chciał tego robić, aby nie stawiać ich w sytuacjach, w jakich postawieni być
nie chcieli?
-
Zamówiłem kolację i dobrego szampana – uśmiechnął się, zamykając za gościem i
jednocześnie współpracownikiem, drzwi. Bill spojrzał na niego nieco zdziwiony.
-
Będziemy coś opijać? Ktoś jeszcze ma przyjść?
-
Nie, będziemy sami opijać nagranie.
-
Chcesz już dziś to nagrać na sztywno? – zapytał czarnowłosy podążając za
gospodarzem.
-
Tak, jesteś gotów?
-
Myślę, że tak, jestem gotów – odparł Bill, jednak jego ton głosu zabrzmiał
trochę niepewnie.
-
Cieszę się, chociaż wolałbym, żebyś jeszcze przychodził na próby – Z dziwną
melancholią odpowiedział Bastien, otwierając drzwi do studio i przepuszczając
Billa przodem.
-
Dlaczego? Chciałbyś, żebyśmy próbowali w nieskończoność jeden kawałek? –
zaśmiał się.
-
Nie… Po prostu byłby pretekst, żebyś mógł przyjść – Blondyn wbił w niego
spojrzenie swoich niebieskich oczu, które wprawiło chłopaka przez moment w
zakłopotanie. W ten sposób nie patrzył jedynie przyjaciel i choć doskonale
wiedział, że podoba mu się, poczuł się trochę niekomfortowo.
Bastien
był naprawdę bardzo przystojny, jego uroda była niepospolita, do tego wysoki,
szczupły, z pięknie wyrzeźbionym torsem, miał powodzenie, nie tylko z powodu
swojej sławy i o tym Bill doskonale wiedział. Z pewnością gdyby nie Tom,
uległby jego czarowi, ale w sytuacji, w jakiej było teraz jego serce, nawet nie
myślał o nim jak o kimś innym, niż przyjacielu, ale jego komplementy i słodkie
słowa odbierał z przyjemnością. I choć czasem obawiał się, że chłopak zanadto
się zagalopuje, nie robił niczego, aby temu zapobiec.
-
Przecież my nie potrzebujemy pretekstu, żeby się spotykać – odpowiedział wesoło
niwecząc tworzący się nastrój. – Dziś nagramy, a jutro może jakieś zakupy? –
uniósł do góry lewą brew i uśmiechał się zawadiacko. Bastien lubił tę jego
minę, ale tak naprawdę chyba nie było gestu, miny, spojrzenia, jakiego w nim
nie lubił.
-
Obiecujesz? – zaśmiał się.
-
Oczywiście, obiecuję! – wypalił wokalista.
-
No to zabieramy się do pracy, im szybciej nagramy tym więcej będzie czasu na
przyjemności – puścił mu oczko i nim Bill zamknął się w wygłuszonym
pomieszczeniu, udzielił jeszcze kilka wskazówek: - Pamiętaj o tych fajnych
melizmatach, jakie dodawałeś na próbach, robimy rozśpiewkę, a potem już pójdzie
na czysto, no, chyba, że rozśpiewka wyjdzie tak świetnie, że wystarczy.
-
Okej, to dajesz.
Bill
zamknął się w środku i stanął przed mikrofonem, nakładając słuchawki, a Bastien
zajął miejsce za konsolą. Czarnowłosy nie miał pojęcia, że niemal idealnie
wykonał swoją pracę już przy pierwszym podejściu, ale DJ zrobił jeszcze trzy
nagrania. Studio było jego własnością, w jego domu, nie musiał płacić za
wynajem, nie liczył się z żadną kasą, ani z czasem, mógł próbować i nagrywać
ile razy tylko zechciał, i nie chodziło tu jedynie o Billa, z którym tak
naprawdę chciał spędzić więcej czasu poza pracą. Blondyn był perfekcjonistą,
poddając potem nagrania miksowi i masteringowi, chciał mieć niejedną wersję i
wybrać te najlepsze, pociąć i połączyć, a jeśli zajdzie taka potrzeba, zrobić
jedną idealną z kilku dobrych. Tak też zamierzał zmontować to w przypadku
piosenki dla Billa.
-
Koniec na dziś! – oznajmił chłopakowi, który wciąż był zamknięty w kabinie z
gąbkowych ścian, a gdy ten to usłyszał, z uśmiechem zdjął słuchawki i wyszedł.
-
I jak?
-
Oczywiście wspaniale! – zaśmiał się promiennie.
-
Kiedy zmontujesz?
-
W ciągu najbliższych kilku dni, jak najszybciej. Przyjedziesz odsłuchać, nie
wyślę ci przed premierą, sam rozumiesz.
-
Rozumiem, internet to kurwa – Kiwnął głową Bill. – To co z tą kolacją? Głodny
jestem.
-
Za pół godziny, będą idealnie o dziewiętnastej trzydzieści. Chodź nad basen,
zapalimy – zaproponował i niemal w tym samym czasie rozbrzmiał dźwięk
wideofonu. – Czyżby się pospieszyli? – zdziwił się i ruszył w kierunku holu,
ale kiedy zobaczył kto stoi przy bramie, nie nacisnął złotego guzika, tylko
szybko wrócił do Billa, który spojrzał na niego pytając:
-
I co, kolacja?
-
Niestety nie. To mój były.
-
Nie wpuścisz go?
-
Nie ma mowy, po co? Chcę spędzić ten wieczór z tobą, w spokoju. Chodźmy zapalić
– rzucił, kierując się w stronę salonu, z którego było wyjście na tylny taras i
basen. – Tylko co będziemy palić? Masz ochotę na trawkę?
- Chcesz mnie upalić? – zażartował
Bill.
- Czemu nie…? Gdybyś dzięki temu był
łatwiejszy…
- Jeśli mam ochotę na seks, nie
potrzebuję żadnych ułatwień – Teraz spoważniał i wbijając spojrzenie w Bastiena,
który miał wrażenie, że tymi słowami poczuł się dziwnie dotknięty.
- Wiem, to znaczy domyślam się.
Wiesz, że nigdy nie miałem cię za łatwego, ja tylko żartowałem, przepraszam.
- Ale ja się nie pogniewałem. Gdybym
chciał seksu, nie potrzebowałbym do tego niczego – powtórzył czarnowłosy
łagodnym i ciepłym tonem. Bastien miał teraz nieodparte wrażenie, że to jakaś
obietnica. Czuł, że chce czekać na taką chwilę, a jeśli kiedykolwiek ma się
zdarzyć, uczyni go najszczęśliwszym człowiekiem na świecie.
Chwila konsternacji zatrzymała czas
w miejscu, a po chwili znów odezwał się Bill:
- To przynieś te skręty, upalmy się,
upijmy, najwyżej nie wrócę na noc i Tom mnie zabije.
- Czemu Tom miałby cię zabić? Ma
przecież swoje życie, nie? Zaczekaj tu, już przynoszę – zniknął wbiegając po
dwa schodki na górę, a pozostający na dole gość jedynie cicho westchnął, i
mruknął sam do siebie:
- No nie, my mamy wspólne życie… -
zamyślił się zastanawiając, co mogłoby się dziać, gdyby faktycznie spędził noc
u Bastiena, nawet śpiąc grzecznie na kanapie, zupełnie sam. Przecież Tom by mu
tego nie darował i nigdy nie uwierzył, że nie dał mu dupy. Lepiej jednak
pozostawić to jedynie w sferze wyobraźni, jak i zachować dla siebie wszystko
to, co do tej pory powiedział mu Bastien, a także ewentualne komplementy i
propozycje, jakie zapewne padną z jego ust do końca tego wieczoru.
Dźwięk komórki gospodarza domu
wyrwał go z objęć własnych myśli. Leżała na stole w salonie i dzwoniła
uporczywie, ale zaraz tuż obok zjawił się jej właściciel. Chwycił aparat do
ręki lecz nie odbierał, przyglądał się tylko temu, co ukazało się na
wyświetlaczu, z niezbyt zadowoloną miną.
- Nie odbierzesz?
- To znowu Max, czego on, do jasnej
cholery, chce? – zdenerwował się.
- Nie dowiesz się, jeśli nie
odbierzesz – stwierdził Bill z uśmiechem, ale chłopak tak naprawdę wcale nie
chciał odbierać, miał dość jego ciągłych pretensji. Nazwał go swoim byłym
chociaż przecież nigdy nie stanowili pary, ale może to nie było takie złe
określenie. Max był jego byłym od seksu. Telefon zamilkł, a chłopak zdawał się
odetchnąć z ulgą. Wyszli na zewnątrz, nim jednak zdołał odpalić skręta, komórka
znów rozdzwoniła się. Zdenerwowany wrócił do salonu i tym razem odebrał
połączenie. Wiedział, że jeśli tego nie zrobi, chłopak nie da mu spokoju, a
wyłączyć aparatu nie chciał, bo czekał na telefon z restauracji.
- Czego ty do cholery chcesz? –
Niezbyt przyjemnym tonem odezwał się, a wysłuchawszy co osoba po drugiej
stronie ma mu do powiedzenia, odparł nie mniej niemile: - To oczywiste, i nie
zamierzam cię wpuścić, bo nagrywamy. Nie mam także zamiaru z niczego ci się
tłumaczyć. Nie, nie spotkam się dziś z tobą, bo nie mam czasu. Ani dziś, ani
jutro, rozumiesz? I daj mi spokój! – Rozłączył się, odkładając telefon.
- Czyżby chciał do nas dołączyć? –
Bill już odpalił swoją używkę i właśnie się zaciągnął, wypuszczając chmurę
słodkawego dymu.
- Tak, wyobraź sobie, że był chyba
gdzieś w pobliżu, bo widział cię, jak tu wchodziłeś. Dostał jakiejś białej
gorączki z zazdrości, a już mu tłumaczyłem, że nic nas nie łączy, prócz spraw
zawodowych i przyjaźni.
- A co go to może obchodzić?
Przecież to twój były.
- Tak, wciąż cholernie zazdrosny
były. Właściwie to nawet nie byliśmy razem, łączył nas tylko seks, pieprzyłem
go, kiedy miałem ochotę, był, chociaż może nawet wciąż jest, w tym dobry –
Bastien zmrużył oczy wpatrując się w Billa, którego widok na chwilę przesłoniła
mu chmura białego dymu.
- A ty?
- Co ja?
- Czy ty jesteś w tym równie dobry?
– zapytał czarnowłosy, oblizując kusząco wargi, aż blondyna przeszył dreszcz
podniecenia.
- Nie wiem, musiałbyś sam się o tym
przekonać – odparł hardo, po chwili w jakiej błogość zwirowała w jego
lędźwiach. Czy było możliwe to, że jego marzenie wreszcie się spełni?
***
Tom
dobrze bawił się na kręglach. Wprawdzie przyjechał swoim autem i miał nie brać
alkoholu do ust, ale w końcu namawiany przez Georga i jego przyjaciela, skusił
się. Tak naprawdę jedno piwo nie stanowiło przeszkody, aby mógł wsiąść za
kierownicę, ale po jakimś czasie okazało się, że jednak tylko na jednym się nie
skończy. Kiedy w kieszeni Toma zawibrowała komórka, myśląc, że może to Bill,
pospiesznie ją wyjął i wówczas okazało się, że to Marcus. Odebrał więc
połączenie, a kiedy mężczyzna dowiedział się gdzie są, stwierdził, że po
ciężkim dniu z przyjemnością do nich dołączy i opiją intratny, reklamowy
kontrakt, jaki razem z Danielle udało się dziś załatwić, i dopiąć wszystko na
ostatni guzik. Jednak Tom nie spodziewał się, że menager zjawi się tu z piękną
brunetką, miał raczej pewność, że to będzie tylko męski wieczór, dlatego kiedy
zobaczył go w jej towarzystwie, na jego twarzy wymalowało się zdziwienie.
-
O ja cię pierdolę. Po cholerę ją tu przywlókł? – zaklął szpetnie, zwracając się
do Georga.
-
Nie narzekaj, możesz śmiało zamoczyć, bo na twój widok jej nogi same rozchodzą
się na boki – zażartował przyjaciel.
-
I to mnie właśnie wkurwia, wiesz? Nie lubię łatwych lasek, a ona jest zbyt
łatwa – mruknął ciszej, bo para przybyszów była już bardzo blisko. Tak naprawdę
kłamał, bo jak dotąd wcale nie przeszkadzało mu, że laska szybko rozkładała
przed nim nogi. Gdyby nie Bill, z miłą chęcią już dawno by ją zaliczył, teraz
jednak zastanowił się co zrobić, aby o tym z kim spędzał ten wieczór, nie
dowiedział się bliźniak. Mało prawdopodobne było, aby przy jakiejś luźniej
rozmowie to nie wyszło na jaw, może więc powinien pożegnać się i pojechać do
domu? Ale do diabła! Przecież on się z nią nie umawiał i to nie jego wina, że
Marcus ją tu przywlókł. Poza tym przecież nie spędzi z nią wieczoru sam na
sam, będą bawić się wszyscy razem. Bill tak naprawdę wcale nie będzie miał o co
się złościć.
Kiedy już sam sobie wszystko poukładał w
głowie i uspokoił sumienie, bez zbędnych, myślowych obciążeń, z wielką
przyjemnością poddał się dalszej grze w kręgle. Właśnie była kolej na jego
rzut.
***
Bastien
bardzo zadziwił Billa. Kolacja, jaką dostarczono z restauracji, składała się z
kilku dań. Chłopak nie poznał jeszcze do końca gustu swojego gościa, dlatego
też zamówił nie jedną, a wiele potraw do wyboru.
-
Przesadziłeś… - mruknął czarnowłosy z uśmiechem sięgając po serwetkę i wytarł
nią nabrzmiałe ciepłem dania i pitego szampana, usta.
-
Co masz na myśli, wytykając mi przesadę? – zapytał chłopak.
-
Bardzo dobre było, ale co ty zrobisz z całą tą resztą? Przepraszam, że nie
dałem rady zjeść wszystkiego – zaśmiał się.
Bastien
wzruszył ramionami i z radością w głosie odpowiedział:
-
Chciałem, aby ci smakowało, a to czego nie daliśmy rady zjeść, włożę do
lodówki, zjem jutro, pojutrze, albo dam moim psom, to co będzie się nadawało. A
jak się zepsuje, po prostu wyrzucę. Zmieścisz deser?
Bill
zaśmiał się głośno.
-
Koniecznie chcesz, żebym utył? A co na deser? – Doskonale wiedział, że nie
odmówi, był zbyt wielkim łasuchem, uwielbiał każdy rodzaj słodyczy.
-
Pucharki bezowe z serkiem mascarpone, bitą śmietaną i owocami.
-
Rany! No dawaj je! – Entuzjazm, z jakim wypowiedział te słowa rozbawił obu, a
gospodarz natychmiast przyniósł obiecaną łakoć.
Po
wypalonych skrętach i butelce szampana mieli dobre humory, ale daleko im było
do jakiegokolwiek upojenia. Deser jedli powoli, a to tylko dlatego, że byli już
najedzeni i jedli go z czystego łakomstwa, delektując się. Między każdym
kolejnym wypełnieniem ust słodyczą, rozmawiali, trochę planując najbliższy
czas. Data zaprezentowania nowych kawałków Bastiena na żywo w jego klubie, była
już ustalona, a wszystko to miało mieć miejsce dwa dni po premierze jego płyty.
Nagranie z Billem, jak i jeszcze jedna piosenka, którą nagrywał z pewną
wokalistką, miały się ukazać na singlu, ale tę datę miał dopiero ustalić, więc
nie był to najbliższy czas.
-
Pojawicie się wszyscy na premierze live mojego krążka, mam nadzieję?
-
Jasne, kiedy dokładnie?
-
Trzydziestego czerwca, oczywiście zaproszenia przekażę.
-
Kupię wcześniej płytę.
-
Dostaniesz ją ode mnie, z dedykacją… - mruknął Bastien, przechylając się nieco
przez stół. Wpatrywał się w Billa, jakby chciał wyryć sobie jego obraz w
pamięci, a przecież to już dawno się stało. Pamiętał każdy, najdrobniejszy
szczegół jego twarzy, najmniejszy pieprzyk i miejsce z blizną. Czarnowłosy na
chwilę uciekł spojrzeniem, sięgając po kielich z szampanem, ale zaraz znów
patrzył mu w oczy znad szkła, wolno sącząc trunek.
-
Uwielbiam na ciebie patrzeć, wiesz? – szepnął blondyn.
- Myślę, że wiem. I chyba wiem
dlaczego…
- Więc dlaczego twoim zdaniem?
- Podobam ci się – wypalił Bill.
- No tak, zgadłeś. I dlaczego
jeszcze?
- To proste. Chciałbyś mnie po
prostu przelecieć, zgadłem?
Bastien uśmiechnął się pod nosem i
dolał obojgu szampana, po czym chwycił swój kieliszek i nim odpowiedział,
zamoczył usta w trunku.
- Tak szczerze, to wolałbym się z
tobą kochać, ale do kochania potrzebne jest uczucie trochę silniejsze niż
przyjaźń.
- Ale my nie jesteśmy w sobie
zakochani – zakończył wywód blondyna, wokalista.
- Racja – Gospodarz puścił mu oczko,
śmiejąc się. Tak naprawdę, niewiele mu brakowało do tego stanu, z każdym dniem,
z każdą godziną, kiedy przebywał w jego towarzystwie, usprawiedliwiając chęć
bycia obok współpracą, czy choćby zwykłą przyjaźnią, po prostu zaczynał czuć do
niego coś więcej, i oczywiście cholernie go pragnął. Czasem wręcz obawiał się,
że Bill zauważy tworzące się wybrzuszenie w jego spodniach, kiedy jakaś nagła i
niezamierzona bliskość tak mocno pobudzała go. Miał ogromną nadzieję, że tego
wieczoru coś się wydarzy, przecież ten chłopak nie mógł być ze stali. Wprawdzie
ciągle gdzieś z tyłu głowy świtała mu myśl, że podobno kogoś ma, ale kimże był
ten ktoś? Osoba, jakiej nikt nigdy nie widział. I jak spędzał z nim czas, kiedy
ostatnio tak często spotykali się, a gdy nie byli razem przebywał albo w
studio, albo z bratem. Jeśli się z kimś jest, przecież poświęca mu się sporo
czasu, a już na pewno wspólnie spędza wieczory, chociaż dwa, trzy w ciągu
tygodnia. Czasem więc zaczynał wątpić w istnienie tej drugiej połówki młodszego
Kaulitza, zresztą podobnie jak i starszego. Ten wypad po pracy do Danielle, nie
świadczył o tym, że kogoś ma. Wprawdzie mogli wówczas jechać faktycznie tylko
na drinka, ale widząc, jak dziewczyna na niego leci, Bastien szczerze wątpił,
czy chłopak nie wykorzystał sytuacji. Miał nieodparte wrażenie, że tych swoich
domniemanych partnerów, po prostu obaj wymyślili, aby uniknąć jakichś
niepotrzebnych zalotów.
Teraz był dobry moment, aby jakoś
wyciągnąć to z Billa, sprytnie wymanewrować słowami tak, aby nakłonić go do
zwierzeń.
- A twój partner Bill, co o tym
wszystkim sądzi?
- Ale o czym? – Chwila, w jakiej
ciszę wypełniała tylko łagodna muzyka, wytrąciła czarnowłosego z uwagi i
zupełnie nie wiedział, co chłopak ma na myśli.
- Chyba ostatnio się z nim nie
widujesz. Pracujesz, jesteś z Tomem, albo spędzamy dużo czasu razem… Nie jest
zazdrosny?
Tego Bill się nie spodziewał.
Zupełnie rozkojarzony wcześniejszą rozmową nie miał pojęcia, co ma powiedzieć.
- No ostatnio akurat jestem trochę
zajęty, ale nie sądzę, żeby był zazdrosny – odpalił.
- Ja bym był… - Bastien znów
wkraczał w niebezpieczne sfery.
- Ufa mi.
- Ja bałbym się ufać, a będąc twoim
partnerem, byłbym wściekle zazdrosny już o samą taką rozmowę.
- Baron, to tylko rozmowa…
- Ale jesteś tu ze mną, on nie wie
co robimy, zaufanie można mieć, ale ja bym się bał, że może coś ukrywasz. A
partner twojego brata też ma do niego takie zaufanie?
Bill nerwowo poruszył się na
krześle. Wciąż siedzieli przy stole, na wprost siebie, pijąc szampana.
- Nie rozumiem, co ma do tego
wszystkiego Tom? – zapytał, uważnie mu się przyglądając. Nie wiedział do czego
blondyn zmierza, czyżby coś między nimi zauważył, że tak drąży temat?
- No jesteście bliźniakami, on też
kogoś ma, kto pewnie mu ufa, ale jego kobietą chyba nie jest Danielle? –
palnął.
- Oszalałeś? – Z nutą nerwowości w
głosie zaśmiał się Bill. – Co ci przyszło do głowy? Co ma do tego Danielle? –
Teraz poczuł się niepewnie, nie miał bladego pojęcia o co tak naprawdę chodzi.
- Mam na myśli to, że podobnie jak
ty, jest z kimś, a pewnego popołudnia pojechał z Danielle do jej mieszkania,
niby na drinka – Baron puścił mu oczko, śmiejąc się, a Bill w jednej chwili
zbladł. Czuł, jak krew odpływa mu z twarzy. Miał ochotę znów sięgnąć po kieliszek,
ale bał się, że nadto okaże emocje, jakie właśnie nim zawładnęły i, że za
bardzo będą trzęsły mu się ręce.
Co, do kurwy, ten chłopak przed chwilą
powiedział?!
Ten początek taki... sielankowy... No to po prostu nie mogło trwać zbyt długo... :(
OdpowiedzUsuńOgólnie to czytając o tym Baronie to z jednej strony wcale nie miałabym nic przeciwko, żeby sparować go z Billem. Myśle, ze pasowaliby do siebie... No ale... ma kogoś... zdecydowanie lepszego i kogoś z kim Bastien jednak równać się nie może :(
Dlatego tez mam nadzieję, ze Bill pod wpływem tych informacji niczego głupiego nie zrobi... chociaż... cóż by to była za ironia... Tom się powstrzymał, a Bill pod wpływem niesprawdzonych informacji dałby się ponieść emocjom... i gdyby jeszcze Baron wtedy zaczął się czegoś domyslac? Ze to przez to co powiedział o Tomie ten nagle tak szybko zmienił zdanie? :P znaczy No tak sobie gdybam Hahaha xD chyba sama ostatnio mam jakiś przypływ pomysłów Hahaha xD
W każdym razie robi się zarazem niebezpiecznie i ciekawie... wiec ja czekam na następny rozdział gdzie podejrzewam co nie co się wyjaśni :D
Buziaki kochana i życzę weny :*
(Dzisiaj bez opóźnień Hahaha xD)
Ja chyba nie powinnam odpowiadać na komentarze, żeby czegoś nie zdradzić ;) Bill jak to Bill, on zazwyczaj robi głupie rzeczy, bywa trochę niezrównoważony ;)
UsuńDziękuję! ;*
I pytam po co Bastien powiedział Billowi o tym drinku ...?
OdpowiedzUsuńOczywiście nic takiego nie miało miejsca,my to wiemy, ale Bill nie :D.
Po co,po co,po co,po co :D?
Gdyby jeszcze Basien wiedział co ich łączy, można by go oskarżać o celowość tego, ale przecież nie wie, powiedział więc to zupełnie przypadkiem ;)
UsuńI sielanka się skończyła. Pierwsza próba czy obaj poradzą sobie z krótką rozłąką. Ich miłość jest aż do szpiku kości i Ty to idealnie opisujesz.
OdpowiedzUsuńBill pojechał do Bastiena, a Tom na kręgle. Żeby nie było tak prosto to sytuacja musiała się skomplikować kiedy Marcus przyprowadził na kręgle tą całą Danielle. Ta żmija chyba nigdy nie odczepi się od Toma :/ i ona nie przepuści żadnej okazji żeby się do niego zbliżyć. W zasadzie podziwiam Cię, że potrafisz tak opisać postać Danielle, że ja ją tak szybko znienawidziłam. Nie jest łatwo wykreować taki czarny charakter, a Tobie świetnie się to udało.
"Czy ty jesteś w tym równie dobry? – zapytał czarnowłosy, oblizując kusząco wargi, aż blondyna przeszył dreszcz podniecenia."
Nie. To się nie dzieje naprawdę!
Bill zwariował. Totalnie mu odjebało.
Znowu mam wrażenie, że nie tylko upalił się skrętem, ale jest mocno pod wpływem i czymś twardym się naćpał. Ok, wyolbrzymiam. Po prostu Bill jest wyuzdanym zboczeńcem i jeśli TEGO nie robi, to przynajmniej musi o TYM gadać bo chyba inaczej nie potrafi funkcjonować. Czy Bill chce żeby Bastien go tak mocno przerżnął bez żadnych hamulców, żeby nie mógł przez tydzień usiąść na dupie i żeby kurewsko bolało?! Przecież jeszcze chwila, a Baron odebrałby te słowa Billa jako jawne przyzwolenie i rzuciłby się na niego. Przecież to zadeklarowany, napalony na Billa, gej. Kurwa, Bill, mózg Ci się przegrzał czy co?! Jeszcze ta cała kolacja... Przecież to była prawie romantyczna, pojebana randka. Chociaż może to i lepiej, że to taka niby randka wyszła bo przynajmniej widać jak na dłoni, że Bastien dąży do tego żeby Billa w sobie rozkochać, w przeciwieństwie do tej żmiji Danielle, która jakby tylko mogła wzięła by Toma siłą. Nie wiem, co napisać. To stanowczo nie na moje nerwy.
A na koniec... A na koniec to ja się chyba 'przesłyszałam' :/
Po co, do kurwy nędzy, Bastien powiedział, że Tom pojechał na drinka do mieszkania Danielle?
Co za jebany pedał. :/
Ok, Bastien nie wie co tam naprawdę łączy Billa i Toma, ale mimo wszystko po chuj Billowi taka informacja gdzie był Tom i co robił...?
A Bastien taki pewny siebie rzuca takimi tekstami, tylko że...
Widział to? Nie.
Ma na to jakieś dowody? Nie.
Był tam z Tomem? Nie.
To się nie dzieje naprawdę!
Błagam, napisz że to tylko fantazje Billa i omamy po wypaleniu skręta. Niestety nie, wiem że nie.
Nikt lepiej od Ciebie by tego nie napisał. Nikt.
Doskonale ujęłaś wszystkie emocje i każdą z osobna.
Ty to potrafisz szokować.
Ty to potrafisz wprowadzić napięcie.
Ty to potrafisz skończyć odcinek w najmniej odpowiednim momencie.
I co teraz?
Lecę czytać dalej,
E.G.
To oczywiste, że Bastien wszystko zaplanował: nagranie, kolacja i oczywiście jego nadzieja, że wreszcie do czegoś dojdzie. Może i jakoś zdołałby zdobyć Billa, w końcu seksoholikowi zbyt wiele nie potrzeba, no ale kocha Toma, więc potrafi się oprzeć, choć nie potrafi nie prowokować Bastiena do flirtu. To sprawia mu ogromną przyjemność.
UsuńMyślę, że gdyby DJ wiedział co dzieje się między bliźniakami, jeszcze prędzej by mu o wszystkim powiedział, ale zrobił to bardzo nieświadomie. Stało się, co się stało, a ta wiadomość zadziałała na Billa w wiadomy sposób. W gorącej wodzie kąpany, musiał natychmiast skonfrontować się z Tomem.
Dziękuję, dziękuję, dziękuję! Po stokroć ;*