Część 23.
- Byłeś kiedyś w tej restauracji? –
zagadnął Bastien, kiedy czekali na drinki.
- Może ze dwa razy, zazwyczaj bywamy
w różnych lokalach, nie mamy z Tomem jakiegoś ulubionego.
Blondyn popatrzył na niego z
zaciekawieniem. Mówił o swoim bliźniaku tak, jakby był jego partnerem, ale
rozumiał to. Łączyło ich wiele, byli rodzeństwem, mieli tę samą pasję i
pracowali razem, właściwie nie rozstawali się nigdy, no chyba, że miewali jakieś
randki, ale o takich nie było mu nic wiadomo. W sumie chyba nie powinien się
dziwić, że wszędzie bywał z Tomem i dlatego w ten sposób teraz mu odpowiedział.
- To pewnie nie wiesz, że z drugiej
strony mają jeszcze lepszy taras, z kanapami i hamakiem. Chodźmy tam –
zaproponował, trzymając już w dłoni pełną szklankę. -
Tak się składa, że byłem tu zimową porą, więc raczej nie miałbym wtedy ochoty
poleżeć w hamaku – zaśmiał się czarnowłosy.
Pokonali kilka schodków na górę i
mogli cieszyć się zupełnym odosobnieniem, bo na tarasie prócz ich dwóch, nie
było nikogo. Bastien od razu skierował kroki w stronę kącika z huśtawką.
- Ja nie zaryzykuję siedzenia tu z
drinkiem – pokręcił głową Bill siadając na jednej z kanap.
- Masz rację, łatwo można się zalać,
oczywiście w tym mniej przyjemnym znaczeniu. – Blondyn także zrezygnował z
uprzednio wybranego miejsca i usiadł obok wokalisty, a po chwili milczenia
odezwał się: – Nie sądziłem, że nasze drogi zawodowe skrzyżują się
kiedykolwiek.
- Dlaczego? – Bill zwrócił ku niemu
swoje spojrzenie.
- Bo gracie zupełnie inną muzykę, nie
spodziewałem się, że zechcecie pójść tą drogą.
- Jakiś czas jesteś w branży,
współpracujesz z wieloma ludźmi i dość często z takimi, którzy bawią się
zupełnie innym stylem. Chyba nie powinno cię to dziwić. Mój brat od jakiegoś
czasu już o tym myślał, zauroczyły go syntetyczne dźwięki.
- I to on chciał grać i pracować ze
mną? – Bastien wbił w czarnowłosego przenikliwe spojrzenie błękitnych oczu,
jakby chciał usłyszeć, że tę propozycję wysunął młodszy z bliźniaków. Niestety
nie otrzymał odpowiedzi o jakiej marzył.
- Tak. Od jakiegoś czasu o tym
myślał i wybrał do współpracy ciebie.
- A dlaczego właśnie mnie?
Teraz Bill dłużej zatrzymał na nim swój
wzrok, a następnie odparł:
- Bo jesteś najlepszy. Poczęstujesz
mnie papierosem? Zostawiłem swoje na stole, wcześniej brałem od Toma -
wymruczał, sięgając do kieszeni. – Komórkę chyba zresztą też.
- Tak, jasne – Rozkojarzony, młody
muzyk wyciągnął paczkę papierosów częstując swojego towarzysza. – Może jestem
najlepszy, ale ciebie jakoś nie zwaliła z nóg moja propozycja.
Bill uśmiechnął się pod nosem. Więc
jednak nie zauważył oznak jego wewnętrznej euforii, to oznaczało, że udało mu
się zagrać wręcz idealnie. Wypuścił wolno papierosowy dym, po czym odparł
spokojnym, pewnym siebie tonem:
- Cieszę się z twojej propozycji. To
będzie dla mnie coś nowego, po prostu dostaję często różne oferty, więc nic nie
robi na mnie ogromnego wrażenia, trochę już w tym siedzę. I musisz wiedzieć, że
mało którą przyjmuję – Tak naprawdę miał w swoim życiu tylko dwie tego typu
sugestie, ale przecież nie mógł ujawnić faktu, że jeszcze nie jest tak bardzo
rozchwytywanym wokalistą. Teraz miał pewność, że nagranie czegoś z Baronem
otworzy mu wiele drzwi.
- Więc ja się cieszę, że zechciałeś
przyjąć moją. Kompozycja jest prawie gotowa.
- Naprawdę? – Bill niemal
podskoczył, ale szybko zreflektował się, że nie może, nie chce i nie powinien
okazywać teraz żadnych emocji.
- Tak i mam nadzieję, że spotkamy
się wkrótce. Chciałbym, żebyś posłuchał ścieżki, dam ci też tekst.
- Nie spodziewałem się, że to
nastąpi tak szybko, myślałem, że dopiero po nagraniu naszej płyty.
- Tak szczerze, to napisałem ją z myślą
o tobie, całkiem niedawno – odpowiedział Bastien, a ton jego głosu stał się
jeszcze cieplejszy, niż wcześniej. Pewne było to, że obserwuje czarnowłosego,
czego ten miał całkowitą świadomość. Bill lubił być adorowany, podziwiany i
uwielbiany, jego narcystyczna natura wręcz się tego domagała, więc teraz
pozwalał na to blondynowi, czując się w jego towarzystwie dobrze i przyjemnie.
On z pewnością nie był zainteresowany nim jako potencjalnym kandydatem do
łóżka, czy choćby flirtu, ale przecież nikomu nie zaszkodzi, jeśli usłyszy
kilka komplementów, czy miłych słów. Wcale nie zamierzał z tego rezygnować.
- Niedawno, to znaczy kiedy? – Teraz
zwrócił głowę w jego stronę, wyrzucając niedopałek za balustradę.
- Sam nie wiem czemu, ale
zainspirowałeś mnie na tamtej imprezie, kiedy się drugi raz spotkaliśmy.
Wróciłem do domu, wciągnąłem co nieco i napisałem to – Patrzyli sobie w oczy
zastanawiając się dokąd zmierzają myśli tego drugiego. Bastien nie wspomniał
ani słowem jak bardzo wówczas ten chłopak go zauroczył i, że tamtego ranka
onanizował się starając rozładować seksualne napięcie, kiedy wizualizował pod
powiekami tę piękną twarz i te oczy, w które teraz znów mógł patrzeć, a Bill
zastanawiał się, jak wielkie wrażenie musiał na nim wywrzeć, że stał się jego
muzą. Jednak nie poruszył tego tematu, a jedynie zapytał:
- Bierzesz? – Czym zupełnie go
rozkojarzył. Blondyn lekko drgnął, odrobinę zawiedziony, że z jego wyznania
zainteresował go jedynie fakt, że ćpa.
- Czasem, kiedy nie potrafię
opanować emocji, ale dość rzadko. A ty?
- Rzadziej, niż czasem – odparł
wokalista, odwracając wzrok. To z pewnością nie był wygodny temat, ale nie zamierzając
prowokować chłopaka do flirtu, którego tak naprawdę nie chciał, sam wkroczył w
te niebezpieczne rewiry. Nietrudno było wyczuć, że podoba się Bastienowi, więc
jeśli okazałby mu cień przychylności, rozmowa mogłaby łatwo zejść na
płaszczyznę nieco mniej oficjalną. I jakkolwiek był łasy na komplementy, nie
zamierzał dawać nikomu choć cienia nadziei na coś bliższego niż koleżeństwo,
czy przyjaźń. Miał przecież Toma, to jego kochał i pożądał, nie potrzebne mu
były jakieś romanse. Kiedyś z pewnością wszedłby z tym chłopakiem w nieco
głębsza relację, ale nie dziś, nie teraz, kiedy miał w sercu jedyną miłość.
- Ale zdarza ci się? – ciągnął temat
Baron.
- Zazwyczaj są to jakieś lekkie
używki, coś na lepszy seks, no sam rozumiesz – uśmiechnął się, puszczając mu
oczko.
- A masz kogoś stałego do tych
przyjemności? – wypalił chłopak niespodziewanie.
- Jasne, że mam.
- Serio? To chyba was jeszcze nikt
nie przyłapał, bo cisza w mediach.
- I nie przyłapie, jesteśmy ostrożni
– zaśmiał się czarnowłosy. Twarz chłopaka przysłonił na krótką chwilę cień
zawodu. Bill kogoś miał… W sumie nie powinien się temu dziwić, młody mężczyzna
z twarzą anioła, o mlecznej cerze i delikatnej posturze nie mógł być przecież
sam. Był piękny, niemal idealny, delikatny, wręcz cudowny i wyglądało na to, że
jedyne co zrobi to obliże się smakiem. Logiczne było to, że nie może teraz do
niego startować, bo na bank zostanie odrzucony, ale kto zabroni mu się z nim
zaprzyjaźnić? Może uda mu się z czasem zdobyć jego przychylność i w jakiś
sposób przekonać go do siebie? Ludzie przecież zmieniają partnerów.
- No tak, rozumiem. W tej branży
trzeba się ze wszystkim kryć – odparł starając się ukryć rozczarowanie i zaraz
odwrócił wzrok udając zaciekawienie horyzontem, na którym pojawiły się właśnie
ciężkie, burzowe chmury.
- Nie lubię się afiszować swoją
prywatnością. Im fani mniej wiedzą, tym większy jest spokój.
- Dokładnie, wiem coś o tym. Miałem
już wiele niefajnych przygód z tym związanych, ale nie mówmy już o tym, lepiej
mi powiedz, czy już zdążyliście nad czymś popracować w studio – zmienił
drażliwy temat i od tej chwili ich rozmowa przybrała swobodny, wręcz
przyjacielski tor.
***
Tom w oczekiwaniu na Billa właśnie
dopijał kolejną porcję alkoholu. Trochę zagadał się z Peterem i Marcusem,
zupełnie nie patrząc na zegarek. W tej właśnie chwili poczuł wibracje telefonu
w kieszeni i zerknął na wyświetlacz, od kogo mógł nadejść sms. Nie było to
jednak nic ważnego, ale właśnie uświadomił sobie, że od pół godziny rodzice
siedzą w kinie, bo dokładnie czterdzieści minut temu rozmawiał z matką.
Wyglądało na to, że ich plany trafił szlag. Bill gdzieś przepadł i nim go
odnajdzie, zanim dojadą do domu upragniony czas w jakim miała być wolna chata
przepadnie, a razem z nim ich szansa na seks we własnym domu. Ale co tam
szansa… Mogą to zrobić wszędzie, a pojutrze, kiedy już starzy wreszcie wyjadą
będą mieć nadto czasu na miłosne igraszki, teraz najważniejsze było to, gdzie
do jasnej cholery jest Bill? Z pewnością przepadł gdzieś z tym pieprzonym
DJ’em. Tak chciwie na niego patrzył na spotkaniu w wytwórni, no i ta jego
propozycja. To wszystko śmierdziało Tomowi chęcią wyrwania go i teraz miał
pełną świadomość, że jego własny pomysł tej współpracy okaże się ogromnym błędem,
nie z powodów zawodowych, ale tych najbardziej osobistych. Znów w swoje szpony
pochwycił go strach.
Drżącymi palcami wybrał kontakt do
swojego bliźniaka i nacisnął zieloną słuchawkę. Ku swojemu zdziwieniu usłyszał
znajomą melodię dźwięku nadchodzącego połączenia w telefonie brata, którego
wyświetlacz zaświecił się tuż obok talerza, pół metra dalej na stole.
„Cudownie, zostawił telefon i zapomniał o
całym świecie w towarzystwie tego dupka”. Tom poczuł, jak ogarnia go
wściekłość, ale nie tylko. W gardle natychmiast urosło mu coś na kształt
ogromnej, duszącej guli i najzwyczajniej w świecie pochłonęła go zazdrość.
- Kurwa – przeklął, ściągając na
siebie spojrzenia menagerów.
- Coś się stało? – zapytał Marcus.
- Powinniśmy już jechać, a Bill zostawił
telefon i nie wiem gdzie jest. Pójdę go poszukać – odparł wstając, na co obaj
mężczyźni skinęli głowami.
Tom wrócił na taras, gdzie przedtem
palili papierosy, ale tam nikogo nie było, obszedł toalety i inne
pomieszczenia, nie zauważając schodów na górę znajdujących się tuż za barem.
Był sfrustrowany, zły i pełen różnych, kłębiących się w jego głowie obaw. Gdzie
mógł być teraz Bill? Przecież do jasnej cholery nie rozpłynął się w powietrzu!
***
- To kiedy będziesz miał chwilę,
żeby do mnie podjechać? – zapytał Bastien.
- Dam ci znać, daj mi swój numer –
Bill sięgnął do kieszeni, kiedy znów przypomniał sobie, że jego telefon został
na stole. Jakiś czas już tu siedział rozmawiając w najlepsze, chyba
powinien wracać, która to mogła być
godzina? – Cholera, przecież zostawiłem telefon. Daj, wklepię ci mój numer –
sięgnął po aparat, który trzymał w dłoniach blondyn i wstukał kilka cyfr, po
czym nacisnął zieloną słuchawkę, aby w nieodebranych połączeniach zapisał mu
się kontakt. Jakież było jego zdziwienie, kiedy nieopodal usłyszał znajomy dźwięk.
W pierwszej chwili pomyślał, że w roztargnieniu po prostu gdzieś w pobliżu go
zgubił, ale gdy spojrzał w tym kierunku zobaczył Toma, z założonymi na
piersiach przedramionami, nonszalancko opartego o bal drewna, tuż przy
schodach. W dłoni trzymał jego telefoniczny aparat.
- No pięknie – warknął. Był zły,
chociaż nie. On był wściekły, wręcz wkurwiony, a Bill to widział, bo aż drgały
mu mięśnie policzkowe i zaciśnięta żuchwa. Zmrużone oczy wpatrywały się w
niego, pociemniałe ze złości. – Pół godziny temu mieliśmy być w domu. – dodał
po chwili, niemal zgrzytając zębami.
- O kurwa, faktycznie. Już idę –
jęknął Bill, zrywając się na równe nogi, a za nim także ze swojego miejsca
podniósł się i Bastien.
- Teraz to już poszło się jebać. Nie
musisz się spieszyć – Tom rzucił w jego stronę telefon, który ledwie udało mu
się złapać, po czym odwrócił się na pięcie i zbiegł po schodach na dół.
- Przepraszam, to przeze mnie.
Zagadałem cię. To było coś ważnego? – zapytał blondyn.
- Poniekąd – mruknął czarnowłosy. –
Chodźmy na dół.
Zeszli po schodach bez pośpiechu.
Bill wiedział, że pokpił sprawę. Rozmawiając z Baronem zupełnie zapomniał co
zaplanowali na ten wieczór. Kiedy podszedł z blondynem do stołu, Tom już tam
siedział z kolejną, pełną szklaneczką. Doskonale wiedział, że nie zamierza
natychmiast wyjść z restauracji i z pewnością nie zrobiłby tego, nawet jeśliby
go o to prosił. Był wściekły i urażony. Teraz, kiedy usiadł i on, zaczął w
myślach wyrzucać sobie to co się stało. Jak mógł tak po prostu zapomnieć o ich
planach? Mieli mieć całe dwie i pół godziny dla siebie, a może nawet i trzy,
jeśliby zjawili się w domu tuż po wyjściu z niego rodziców. Na samą myśl o tym,
co właśnie w tej chwili mógłby z nim robić, zawładnął jego ciałem dreszcz, a
kiedy napotkał wzrok brata, wysłał mu błagalne, przepraszające spojrzenie.
Teraz z pewnością zemści się na nim i za karę da mu kilka dni zupełnego
celibatu.
- A was gdzie wcięło? – zapytał
menager Bastiena.
- Rozmawialiśmy na górnym tarasie –
odparł chłopak.
- Zdaje się, że będzie burza –
zauważył Marcus, spoglądając w stronę okna.
- Spadamy? – zagadnął Bill.
- Dopijemy drinki i możemy jechać.
- Zawieziesz nas? – zapytał
czarnowłosy.
- Jasne, zadzwonię zaraz po
kierowcę, że może już po nas wrócić.
Tom siedział jakby był nieobecny,
popijając dużymi łykami swoją whiskey. Już nawet nie patrzył w jego stronę,
zupełnie jakby był powietrzem. Do cholery, mógł wcześniej go zawołać, a nie
siedział sobie tu w najlepsze zalewając się i zupełnie nie interesując co robi,
na dodatek udawał wielce obrażonego. Teraz na niego spłynęła złość i
rozżalenie. Wiedział, że kiedy tylko zostaną sam na sam, nie omieszka mu tego
wygarnąć. Menagerowie rozmawiali na jakieś zawodowe tematy, podczas, gdy cała
reszta siedziała w milczeniu, spoglądając na siebie ukradkiem. Po chwili Bill
wstał, nie mogąc już znieść tego dziwnego napięcia udał się do toalety, a gdy
wrócił, usłyszał, że van lada moment po nich przyjedzie. Pożegnali się więc,
umawiając wstępnie i wyszli, zostawiając zapłatę za przyniesiony rachunek.
Na parkingu ich drogi rozeszły się
zupełnie. Bastien z Peterem udali się do swojego auta, a blondyn jeszcze
kilkakrotnie obejrzał się za siebie, o czym bliźniacy nie mogli mieć pojęcia,
wsiadając wzburzeni do służbowego vana.
- A z wami co? – zapytał Marcus,
który siedząc obok kierowcy odwrócił się do nich i zauważył ich marsowe miny.
- Nic. Nie ważne. – mruknął Tom.
- Gdzieś wam się spieszyło, tak?
- Spieszyło, wcześniej, ale teraz
już się nie spieszy – Wymownie spojrzał na Billa, który tylko wzruszył
ramionami.
- Zagadałem się, ale oczywiście moja
wina, bo ty nie mogłeś mnie zawołać.
- Bo kurwa nie miałem pojęcia gdzie
jesteś!
- Jasne, zgubiłem się na Manhattanie
– prychnął czarnowłosy, odwracając się w stronę szyby.
- Spokojnie, nie kłóćcie się. To
było coś ważnego?
- Dobra, już, koniec tematu. Z
rodzicami byliśmy umówieni. – skłamał gitarzysta i w tej samej chwili zaczęły
padać wielkie krople deszczu rozbijając się o dach i szybę auta.
- To jak z rodzicami, to wam
odpuszczą. No i mamy burzę – zauważył Marcus.
Całą drogę nie odezwali się do
siebie ani słowem, a kiedy podjechali pod dom, w oknach kuchni paliły się
światła, co oznaczało, że rodzice już są. Burza rozpętała się na dobre i
niemożliwością było, żeby nie przemoknąć do suchej nitki, przemierzając choćby
tę niedaleką drogę od auta, do drzwi domu.
- Może posiedźmy jeszcze chwilę,
powinno zaraz się uspokoić, zmokniecie – odezwał się z troską w głosie menager,
ale obaj nie mieli zamiaru zostać ani chwili dłużej w aucie. Choćby w deszczu
zamierzali wykrzyczeć jeden drugiemu każde słowo, jakie cisnęło im się na usta.
- Daj spokój, nie jesteśmy z cukru –
rzucił Tom. – To na razie, zadzwoń co z terminami.
- Dobra, to trzymajcie się!
- Cześć! – pożegnał się Bill,
otwierając drzwi samochodu i natychmiast przebiegł niewielki kawałek drogi,
dzielący go od odjeżdżającego właśnie auta do zadaszenia pod boczną ścianą
domu, a tuż za nim Tom, który zaraz chwycił czarnowłosego za poły marynarki i
przyparł mocno do płaszczyzny za jego plecami.
- A teraz mów kurwa, co tam się
działo? Dotykał cię? Pocałował? Mów, ale już! – wysyczał. Oczy Billa szeroko
się rozwarły i nie zważał nawet na to, że krople skapujące z jego włosów
wpływają pod powieki.
- Co ty pieprzysz, Tom? – zapytał z
niedowierzaniem, chwytając go za nadgarstki.
- Mów kurwa, bo cię zapierdolę!
Ciebie i tego gnoja!
Tom był naprawdę wściekły i dawno go
takiego nie widział. Właściwie nigdy go takiego nie widział, nigdy z tego
powodu. A powód był tylko jeden: zazdrość. Od dnia, w którym ich życie totalnie
się zmieniło, odkąd połączyła ich prócz tej braterskiej, jeszcze partnerska
więź, nie dał mu żadnego powodu to tego plugawego uczucia zwanego zazdrością.
Ale zaraz, chwila… Czy teraz mu jakikolwiek dał? Przecież on tylko z nim gadał,
nie zrobił nic złego, nie dotykał go, nie całował, nie flirtował i nawet nie
rozmawiał na zdrożne tematy, choćby takie, jak tamtym razem. I nawet nie
pomyślał o nim w ten niegrzeczny sposób. O co więc był ten cały wkurw?
Oczy
Toma płonęły żywym ogniem zazdrości i miłości. Cholera, to się naprawdę działo!
To, o czym marzył kiedyś, co śnił po nocach i był cholernym szczęściarzem, że
jego sen się spełnia.
Puścił nadgarstek brata i wpatrując
się w to płomienne spojrzenie, objął dłonią jego mokrą twarz, po której spływały
strużki wody, zupełnie, jakby stał pod prysznicem. Nie dbał o to, że on nie
jest pod zadaszeniem, po prostu mókł nie chcąc wejść do domu, póki nie usłyszy
zapewnienia, że ukochane ciało nie zostało zbrukane obcym dotykiem.
- Kocham cię ty idioto, kocham jak
skurwysyn i nigdy, nikomu nie dam się nawet dotknąć – odpowiedział cicho,
ledwie słyszalnie przez ten szum ulewy i już nie pozwolił mu wyartykułować ani
jednego słowa. Dopadł do jego ust swoimi, całując zaborczo, mocno, niemal
boleśnie. Nie zważając na kolczyk, nie dbając o to, że właśnie z tego pośpiechu
rozciął sobie o jego zęby wargę, a metaliczny posmak krwi zmieszał się ze
śliną. Obejmując dłońmi szyję Toma, czuł, jak to ukochane, spięte ciało
rozluźnia się, jak poddaje się pieszczocie warg, biorąc w tym czynnie udział.
Nie ważne było to, że za ścianą ich rodzice być może właśnie jedli kolację.
Oni, spowici mrokiem, w ulewnych strugach deszczu oddawali się płomiennym
pocałunkom, podczas których Bill jednym obrotem ciała, zamienił ich miejscami.
Teraz on mókł, chcąc choć na chwilę ochronić przed deszczem brata, który i tak
już nie miał nawet skrawka suchej odzieży na sobie. Przylgnął do niego całym
sobą i sugestywnie poruszył biodrami, ocierając się o niego wypukłością, jaka
nagle powstała pomiędzy jego udami. Dokładnie to samo wyczuł u Toma i wsunął
pomiędzy jego nogi swoje udo, pocierając nim. Odrywając się od niego, wymruczał
tym tonem głosu, który brat tak bardzo uwielbiał. Zawsze brzmiał w ten sposób,
kiedy tak bardzo go pragnął:
- Tommy… Ja nie chcę do domu, chcę
się z tobą kochać, nieważne gdzie... Na ławce, na trawie, gdziekolwiek. Po
prostu weź mnie, bo oszaleję - Spojrzał na jego usta, oblizując własne i
charakterystycznie przygryzł wargę. Zawsze to robił w takich chwilach,
doprowadzając bliźniaka tym gestem do apogeum pragnienia. Zazdrość i wściekłość
szybko zastąpiło pożądanie, jakie mógł zaspokoić natychmiast i nieważne było w
jakich warunkach, bo tak naprawdę to wszystko jeszcze bardziej go podniecało.
Nie potrzeba było więcej słów, mocnym uściskiem objął Billa za rękę i pociągnął
za sobą na tył domu, gdzie mogli skryć się między drzewami i krzewami,
chronieni przed ciekawskimi oczami sąsiadów wysokim płotem porośniętym
liściastym pnączem, choć w tej chwili to nie było aż tak bardzo niezbędne, bo
mrok i ściana deszczu, dostatecznie chroniła ich przed każdym spojrzeniem. Bo kto
o zdrowych zmysłach, w taką pogodę zechciałby w ogóle wyjść z domu i robić
cokolwiek podczas takiej ulewy?
O łał... to było mocne. Bill tak się zagadał, ze myślałam, ze naprawdę dostanie mu się za to, ze zapomniał o ich planach.. ale skończyło się to całkiem inaczej, lepiej.. : >
OdpowiedzUsuńTom, ten jego wkurw i ostre słowa przed domem + ta przeseksowna akcja w deszczu - zdecydowanie najlepszy moment! I ja poproszę o część dalsza ... ; > są niemozliwi, tak zabawiac się za domem, no brak slow :>
Odcinek jak zwykle super ! Oby tak dalej !
Pozdrawiam i ściskam, M.
Z pewnością by mu się dostało, gdyby byli sam na sam, lecz nim to nastąpiło, zdecydowanie ostygły emocje Toma. No a potem już zupełnie załagodził to wszystko Bill, który z pewnością wynagrodzi mu to sowicie.
UsuńDziękuję serdecznie i ślę buziaki ;*
Bill jest kurwa niereformowalny. Nie dość, że pławi się w komplementach dostawanych od innego faceta, znika z nim bóg wie gdzie, a potem zdziwiony i obrażony, że Tom jest zazdrosny? No cóż, uwielbiam tą małą dziwkę, ale tym razem i mnie zdenerwował. Chociaż seks na wybitnym wkurwie jest najlepszy, więc czuję, że kolejny rozdział będzie totalną rakietą. :D
OdpowiedzUsuńNapisane jak zwykle genialnie, co tu dużo mówić. Nawet sprawdza się z przyjemnością. <3
Buziaczki skarbie ;*
Bill jest narcyzem, nie zapominajmy o tym, wiecznie łasy na komplementy. To, czy kolejny rozdział będzie rakietą, to okaże się, ale powiem jedynie, że będzie się działo.
UsuńŚciskam mocno i całuję ;*
Scena w deszczu- BOSKA! :)
OdpowiedzUsuńOj, w następnym odcinku będzie się działo, coś czuję, że seks będzie totalną orgią dwóch ciał :).
I powiem szczerze, że to ostatnie zdanie mnie zaniepokoiło... Czyżby ktoś ich przyłapie ...?:)
Ta scena dopiero się rozkręca, więc to jedynie słodka obietnica czegoś więcej, na co oczywiście serdecznie zapraszam i nie zdradzając się już ani słowem...
UsuńDziękuję i ściskam mocno ;*
I znów koniec w takim momencie :P czuje się jakbyście sie nade mną znęcały... ty i Paulina, bo w waszym wspólnym opowiadaniu to samo xD Hahaha
OdpowiedzUsuńTeraz to już nie myśle o niczym innym jak tylko o nich w tym deszczu, tarzających się po trawie :D dzięki... Hahaha :P
Mam tylko nadzieje, ze następny rozdział ukaże się szybko, bo nie wytrzymam :P życzę Ci wiec dużo weny. Buziaczki :*
Ach gdzież tam od razu znęcały, ja tylko lubię podsycać ciekawość i mam ogromną nadzieję, że mi się to udaje.
UsuńMyśl, myśl kochana, w następnej części ciąg dalszy tego, co zaczęło się w tym. Za szybko to nie będzie, zbyt mała motywacja do pisania ;)
Dziękuję, ściskam, całuję ;*
Zwabienie Billa na taras. Bastien po prostu wiedział, że Tom będzie Billa szukał, albo ja już na siłę doszukuję się jakiś ukrytych teorii spiskowych. Swoim opisem i nienagannym stylem w zaskakujący sposób potrafisz wodzić czytelnika za nos.
OdpowiedzUsuńTe Twoje nieśmiałe sugestie z każdej strony, magia. I w moim odczuciu wywierasz na czytelniku bardzo silne wrażenie przykuwając uwagę do takich z pozoru błahych detali. Nie umiem oprzeć się przekonaniu, że u Ciebie w każdym pojedynczym zdaniu każde słowo ma istotne znaczenie lub wartość dla dalszego przebiegu akcji.
A tutaj...
"Bill lubił być adorowany, podziwiany i uwielbiany, jego narcystyczna natura wręcz się tego domagała, więc teraz pozwalał na to blondynowi, czując się w jego towarzystwie dobrze i przyjemnie."
Bill jest jakiś głęboko nienasycony. Czyżby Tom za mało go adorował? Za mało poświęcał Billowi swojej uwagi? Jeszcze sam się pcha do tego Bastiena. Jeszcze chwila i naprawdę zrobi się niebezpiecznie. Bill strasznie się w tym wszystkim miota. A przecież to znów tylko niewinna rozmowa na tarasie.
Nie jestem nawet zaskoczona, że już teraz Tom pożałował nawiązania współpracy właśnie z Baronem.
I ta chwila, kiedy Tom zorientował się, że telefon Billa dzwoni na stole - tutaj idealnie ukazałaś jak Bill naprawdę musiał być ostro zakręcony i przejęty tą rozmową z Bastienem.
Oczywiście wkurwienie Toma na Billa, a co lepsze też Billa na Toma. To już nie pierwsze tak intensywne emocje, które towarzyszą mi podczas czytania, jak i pomiędzy bliźniakami.
A najlepszym fragmentem tej części była była końcówka czyli... Stormy weather! Zdecydowanie! I pomyliłam się tym razem. Cóż, wcześniej wróżyłam im burzową pogodę nad związkiem, a tutaj tak mnie zaskoczyłaś, że aż wyszłam z siebie i stanęłam obok.
Genialny opis bo masz genialny styl!
Zaskakująca akcja bo masz zaskakujące pomysły!
Unikatowe emocje bo masz unikatowy talent!
Zaraz się rozpłynę chociaż nie jestem pewna czy potrafię odpowiednio wylewnie wyrazić swoje pozytywne uczucia.
Absolutnie niczego nie brakowało w tej scenie!
Zaskakujący zwrot akcji, jest.
Ostry dialog Billa i Toma, jest.
Ulewny i intensywny deszcz, jest.
Wybuchowa mieszanka miłości i zazdrości, jest.
Czego chcieć więcej?
Czy można czegoś chcieć więcej?
Ostrego rżnięcia, ale jestem przekonana, że z pewnością i tego też nie zabraknie.
Wszystko idealnie dopracowałaś w najdrobniejszym szczególe!
Lecę czytać dalej,
E.G.
Masz rację, często gdzieś między wierszami daję czytelnikowi jakiś znak, zajawkę, i nic tak naprawdę nie jest przypadkowe.
UsuńJuż wspominałam, jak wielkim Bill jest narcyzem i tu całkowicie poddał się komplementom, radości, że jest czyjąś inspiracją. To na niego działa, ten typ po prostu tak ma.
A z tym moim talentem, to trochę przesadzasz :D
Buźka, biegnę do następnego komentarza!